115 lat temu, 26 września 1908 r., przeprowadzono akcję pod Bezdanami. W napadzie na rosyjski pociąg wzięli udział członkowie Organizacji Bojowej PPS. Uczestniczyło w niej czterech późniejszych premierów Polski, w tym Józef Piłsudski, który dowodził nią osobiście.
W 1908 r. rewolucja w Królestwie Polskim wygasała. Reżim rosyjski nasilał aresztowania członków organizacji lewicy niepodległościowej, szczególnie Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej. Bojownicy mimo coraz trudniejszych warunków działania wciąż dokonywali zamachów na rosyjskich żandarmów, ale stojący na czele OB Józef Piłsudski zdawał sobie sprawę, że ten etap działalności niepodległościowej jest skazany na porażkę. „Pytasz, czy jesteśmy zdolni do tego lub owego. Jesteśmy zdolni jedynie do dopadnięcia resztkami sił do czegokolwiek większego. Uda się, dobrze! Można rozpocząć na nowo budowę różnych rzeczy. Nie uda się – no to koniec i basta. Do żadnych politycznych rzeczy nie mamy sił i możności – to fakt” – pisał Piłsudski w liście do jednego ze swoich najbliższych współpracowników, Witolda Jodko-Narkiewicza. W planach Piłsudskiego rysował się już sposób na „dopadnięcie resztkami sił do czegokolwiek większego”.
Piłsudski zaangażował się w nowy projekt. W Galicji, za zgodą władz autonomii, Kazimierz Sosnkowski – dawny bojowiec, a przyszły Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych – pracował nad stworzeniem Związku Walki Czynnej – organizacji, która z założenia miała stworzyć kadry dla przyszłego wojska polskiego. Sosnkowski potrzebował dwóch rzeczy: pieniędzy i autorytetu, którym skusiłby marzących o niepodległej Polsce. Drugie miał natychmiast, pierwsze zaś musiał jakoś zdobyć. Mniej więcej pod koniec 1907 r. zaczął w jego głowie tlić się plan dużego skoku na rosyjskie pieniądze.
„W 1908 r. pojawiła się paląca potrzeba zdobycia funduszów na akcję Kazimierza Sosnkowskiego we Lwowie. Organizował on wówczas Związek Walki Czynnej, który miał za zadanie szkolić młodych ludzi do walki, według metod ściśle wojskowych. Był to plan po myśli Piłsudskiego, pozwalający na przygotowanie się do wojny europejskiej, a wojna taka – jego zdaniem – mogła wybuchnąć w ciągu najbliższych lat. Pieniądze trzeba było więc zdobyć w drodze odebrania od rządu carskiego choćby małego ułamka tego, co Rosja wyciskała z Polski w formie podatków i nagminnie stosowanych kar pieniężnych. Piłsudski postanowił dokonać napadu na pociąg na stacji Bezdany” – wspominała Aleksandra Szczerbińska, późniejsza żona Piłsudskiego, która miała w napadzie odegrać ważną rolę.
Szczerbińska określała później wydarzenia pod Bezdanami jako najambitniejszą z akcji OB PPS, ale nie był to jedyny napad na pociąg dokonany przez tę organizację. Do podobnych akcji dochodziło kilkukrotnie, a jedną z najlepiej przeprowadzanych była akcja pod Rogowem z 6 listopada 1906 r., dowodzona przez jednego z najwybitniejszych bojowców, Józefa Montwiłła Mireckiego, i wykonana przez kilkudziesięciu podległych mu robotników z organizacji. Biorący w niej udział Jan Kwapiński bez żadnej przesady określał ją jako „największe starcie polskiego oddziału z Rosjanami od czasu Powstania Styczniowego”.
Planując kolejną akcję, Piłsudski oparł się na doświadczeniu Mireckiego. Bojowcy zostali podzieleni na cztery grupy. Pierwsza, w chwili gdy pociąg zwalniał, wjeżdżając na stację, miała unieszkodliwić wojskową obstawę, wrzucając bombę przez stłuczone wcześniej okno do przedziału. Druga miała zabezpieczyć tyły – zgromadzić i pilnować przypadkowych podróżnych, wcześniej zaś odciąć łączność telefoniczną i telegraficzną. Trzecia miała się zająć lokomotywą i torami, sterroryzować obsługę pociągu, tory zaś wysadzić, by lokomotywa nie mogła odjechać. Czwarta wreszcie miała się włamać do przedziału pocztowego, złamać opór ochrony i przejąć pieniądze.
Zamysł wydawał się prosty i sprawdzony w praktyce. Dodatkowo jego sprawne wykonanie zdawało się zagwarantowane przez wzięcie do udziału w akcji naprawdę ścisłej elity bojowców. Walery Sławek, Aleksander Prystor i Tomasz Arciszewski – przyszli premierzy – byli wówczas krewkimi, wsławionymi w napadach, zabójstwach i brawurowych ucieczkach z więzień konspiratorami, ale nie tylko oni brali udział w walce. Józef Kobiałko i Edward Gibalski często stanowili zabójczy i brawurowy tandem. Pierwszy z nich został później szefem zbrojnego ramienia Polskiej Organizacji Wojskowej – Oddziału Lotnego Wojska Polskiego – drugi zaś poległ jako oficer ułanów Władysława Beliny-Prażmowskiego w czasie I wojny światowej. Aleksander Lutze-Birk i Czesław Świrski byli z kolei pirotechnikami bojówki, przy czym ten pierwszy genialnym – wiele już mówił jego pseudonim: „Dynamit Piroksylinowicz”. Również Aleksandra Szczerbińska sprawowała ważną funkcje w strukturach OB – była szefową „techniki” bojówki. Osobiście transportowała pod suknią kilogramy broni i materiałów wybuchowych.
Piłsudski był najbardziej doświadczonym konspiratorem, ale nigdy wcześniej nie uczestniczył w bezpośredniej akcji tego rodzaju. Był to zresztą drugi powód zorganizowania całego napadu – zgodnie z ustaleniami szefem bojówki nie mogła być osoba bez doświadczenia w tej materii. Bezdany oprócz kwestii finansowych miały na celu uzasadnienie przywódczej roli Piłsudskiego. O jego dość słabym rozeznaniu w bojowej materii świadczy już choćby to, że akcja pod Bezdanami planowana była niemal przez rok, podczas gdy doświadczonym bojowcom wystarczały na to najwyżej tygodnie.
Relacjonuje dalej Szczerbińska: „Wieczorem 26 września sześciu ludzi ze Sławkiem na czele, wsiadło do pociągu idącego przez Bezdany. Mieli oni zająć się eskortą wagonu pocztowego, podczas gdy reszta zamachowców dotarła do Bezdan w pojedynkę lub parami, i tam czekała na pociąg. […] Ja i Prystorowa czekałyśmy na nich w dwóch oddzielnych chatach, wynajętych na letnisko. Prystorowa w Borkach, ja w Jedlince”.
Szczerbińska nie była więc naocznym świadkiem rozgrywających się tego wieczora wydarzeń. Według jej wersji, którą z pewnością znała z bezpośredniej relacji przyszłego małżonka: „Nastąpiła krótka wymiana strzałów, jeden żołnierz został zabity, pięciu było rannych. Moment zaskoczenia wykorzystany został w stu procentach; Sławek ze swoimi ludźmi rozbroił eskortę w mgnieniu oka. Pasażerów i urzędników kolejowych pilnowano pod rewolwerami, przecięto druty telefoniczne i zablokowano sygnały. Piłsudski, Arciszewski i Prystor weszli do wagonu pocztowego, rozwalili dynamitem żelazne skrzynie i załadowali pieniądze w worki. W oddali dał się słyszeć odgłos drugiego pociągu. Czasu już wiele nie było. Skoczyli na bryczkę i cwałem ruszyli w las. Tam rozdzielili się. Arciszewski i Prystor poszli do Borek. Piłsudski i Momentowicz, z najcięższymi walizami, po długiej i niebezpiecznej jeździe dotarli do Jedlinki, gdzie czekałam na nich”.
W rzeczywistości akcja miała dramatyczny przebieg. Bomba wrzucona do przedziału wojskowego wybuchła, ale detonowano ją ze zbyt bliskiej odległości, i siła eksplozji powaliła na ziemię również samych bojowców. Rozproszeni tym członkowie oddziału mającego pilnować pasażerów na peronie stracili czujność i ludzie zaczęli się rozchodzić – kolejne minuty minęły na ponownym ich zapędzaniu do pomieszczenia. Nikt nie wziął pod uwagę wilgoci: ładunek mający rozsadzić tory nie eksplodował. Dopiero browningi spacyfikowały obsługę pociągu. Wilgoć nie pozwoliła też odpalić lampy acetylenowej – poszukiwania sejfów odbywały się więc w ciemności i po omacku. Niewystarczające okazały się także ładunki mające sejfy rozsadzić. W efekcie udało się zabrać jedynie część przewożonej gotówki.
„Założono pod zamek pocisk dynamitowy, czterokluskowy [kluska w żargonie bojowców oznaczała laskę dynamitu – przyp. PAP], obliczony na skrzynkę, o której mówiły wywiady. Kuk, dym. Pocisk okazał się za silny: rozsadził zupełnie nie tylko zamek, lecz i drzwiczki. Okazało się przy tym, że wewnątrz szafki ukryte są skrzynki drewniane, zaopatrzone w równie mocne zamki. Lutze-Birk podniecony i poirytowany niespodziewanymi przeszkodami pędzi z brankardu do wodociągu, by przydźwigać stamtąd siekierę i łom. Rozbija skrzynki, ale wewnątrz są mniejsze skrzynki” – pisał Pobóg-Malinowski.
Ostatecznie pieniądze jednak wydobyto, pasażerów uwolniono, a odwrót odbył się bez strat. Akcja pod Bezdanami mimo słabego dowodzenia okazała się sukcesem. Jak następnego dnia donosił „Kurier Litewski” w artykule „Miljonowa ekspropriacja”: „Bezdany. Dziś w nocy dokonano napadu na pociąg pocztowy, przy czym rzucono kilka bomb. Spośród ochrony wojskowej zabito żandarma, zraniono zaś ciężko jego towarzysza i czterech żołnierzy. Kto dokonał napadu i czy zabrano jakie sumy – nie wiadomo. Jak słychać, w napadzie na pociąg jadący z Warszawy do Petersburga wzięło udział czterdzieści osób. Skonfiskowana suma, wedle niesprawdzonych dotąd pogłosek, sięgać miała miliona czterdziestu tysięcy rubli”.
W rzeczywistości bojowcom – siedemnastu, a nie czterdziestu – udało się zdobyć jedynie dwieście tysięcy rubli. To jednak wystarczyło i na pokrycie bieżących wydatków bojówki, i na sfinansowanie Związku Walki Czynnej. Piłsudski zaś po wytłumaczeniu się z popełnionych błędów przez kolejne trzy lata istnienia Organizacji Bojowej pozostał jej szefem.
Tu Szczerbińska była już bezpośrednim uczestnikiem zdarzeń: „Następnego dnia pojechaliśmy do Kijowa. Pieniądze, które nie zostały zakopane, podzieliliśmy na dwie części. Jedną zabrał Prystor i Arciszewski do Rosji, gdzie grube banknoty łatwiej było zamienić, a drugą Piłsudski i ja zabraliśmy do Kijowa. Paczki banknotów ukryliśmy na sobie. Na wszelki wypadek, gdyby nas rewidowano, mieliśmy ze sobą cyjanek potasu. Słyszałam, jak wali mi serce, kiedy weszliśmy na peron; Piłsudski był zupełnie spokojny. Momentowicz był w mundurze oficera rosyjskiego. Dookoła mówiono tylko o Bezdanach. Na stacji kręciło się mnóstwo policji i wojska, co chwilę zaczepiano kogoś, aby dokonać rewizji. Mieliśmy szczęście, nikt nas nie zaczepił. Dojechaliśmy do Lidy. Z Lidy Momentowicz pojechał do Krakowa. Kupiliśmy bilety do Charkowa. Na jednej ze stacji węzłowych zmieniliśmy kierunek, kupując bilety do Kijowa, dokąd dojechaliśmy bez żadnych przeszkód. W Kijowie czekali na nas państwo Prystorowie, Arciszewski z bratem, +Sokół+ i +Franek+ Gibalski. W hotelu liczyliśmy złote pieniądze. Obserwowałam liczących złoto. Nie robiło ono na nikim wrażenia”.
Pogardę dla pieniędzy demonstrował również Piłsudski. „Moneta! Niech ją diabli wezmą, jak nią gardzę, ale wolę ją brać, tak jak zdobycz w walce, niż żebrać o nią u zdziecinniałego z tchórzostwa społeczeństwa polskiego, bo przecie jej nie mam, a mieć muszę dla celów zakreślonych” – pisał tuż po akcji w liście do Feliks Perla. Dzięki Bezdanom Piłsudski zdobył nie tylko „monetę”, ale stworzył też kolejny element legendy budującej jego autorytet jako przywódcy ruchu dążącego do wywalczenia niepodległej Polski.(PAP)
Michał Szukała
szuk/ skp/
Redakcja strony