Pewnie do tej pory uważałeś wszelkie sądy i urzędy za nieciekawe miejsca. Nic bardziej mylnego. To są instytucje specjalnie pomyślane do tego, aby otaczać troską swoich obywateli. Odwiedzając je, przechodzisz darmowy trening samodoskonalenia, za który w firmie szkoleniowej zapłaciłbyś grubą kasę. Tak więc, dlaczego warto tam pójść? Oto powody, które udało mi się dostrzec podczas mojej wizyty:
1. Murowany wzrost samooceny
Nawet jeśli najdokładniej sprawdzisz swoje kieszenie, wygrzebiesz wszystkie drobniaki, zdejmiesz zegarek to i tak bramka zapiszczy. Jeśli jesteś kobietą, obsceniczna uwaga ochroniarza o „intymnym pokoju zwierzeń” i tym, że „przecież nie chcę żeby mnie pani oskarżyła o molestowanie” gwarantowana. Serce rośnie słysząc takie rzeczy.
2. Znaczna poprawa wydolności płuc
Myślisz, że to koniec atrakcji? O, nie! Zakładam, że jesteś ostrożny i że dokładnie wcześniej w Internecie sprawdziłeś rozkład pokoi, i tego gdzie masz iść. Wydrukowałeś sobie dla pewności mapkę. No więc najpierw okazuje się, że to czego szukasz jest na najwyższym piętrze.
Hol wielki, żadnej windy w zasięgu wzroku, wszędzie pełno ludzi. Wtem widzisz wyeksponowane, dostojnie pnące się w górę schody, na których nie ma nikogo. Już tylko dla tego ostatniego czujesz przypływ mocy.
Myślisz: podołam! Przekonanie to utrzymuje się w Tobie do drugiego piętra, gdzie znowu rozglądasz się za windą. Ale nic to, powtarzasz sobie, gdy znowu jej nie widać. Gdzieś w okolicach czwartego piętra przeklinasz w duchu i wyrzucasz niedowierzająco: „Taki wielki budynek przecież musi mieć windę!!!”.
Dyszysz tak, że nie powstydziłby się miech kowalski. A ponadto, bonus: pomyśl ile to mniej kalorii!!!
3. Ćwiczenie orientacji w terenie
Mapka już schowana, bo ktoś pomyślał i na korytarzu rozmieścił plakaty informujące gdzie jesteś i jak trafić do interesującej Cię strefy (nie wiem jak inaczej nazwać te litery). Wszystko rysuje się w różowych barwach, idziesz pewnie przed siebie, gdy tymczasem okazuje się, że doszedłeś zupełnie nie w to miejsce w które się wybierałeś. Zamiast B zrobiło się C i F, chociaż teoretycznie powinno być dobrze. Wychodzisz w jakimś holu, znowu jest plakat i znowu wydaje się Ci że jesteś na tropie. I znowu wychodzisz przy jakichś bocznych schodach.
Pytasz dlaczego tak się dzieje? To jest coś co zrozumiałam od razu. Te budynki specjalnie zostały pomyślane jak łamigłówki i specjalnie umieszcza się mylące interesantów znaki! Państwo w swojej dobroci chce, aby jego obywatele byli mądrzy, a co czyni mistrza? Oczywiście, że ćwiczenie!
4. Marmurowe łydki
W końcu na czuja i przy drobnej pomocy mapki z Internetu (z którą już się przeprosiłeś) trafiasz do odpowiedniego pokoju. A są trzy o takim samym numerze (!). Jednak od czego człowiek ma instynkt? Trafiasz tu, gdzie miałeś trafić.
Potem, już wewnątrz, bardzo uprzejma pani, z nad kanapki oświadcza, że obecnie wszystko się załatwia w „Biurze Interesantów” na parterze (ha! Na każdym kroku dbają o Twoją formę!).
Gdzieś słyszałam, że od chodzenia po schodach ćwiczą się łydki. Coś w tym jest bo faktycznie, kiedy zejdziesz na sam dół, już wiesz, że je masz.
5. Cierpliwość to cnota
Okazuje się, że biur interesantów jest kilka, podchodzisz do pierwszego z brzegu, gdzie okazuje się, że to jednak chodzi o biuro podawcze. Jesteś już prawie u szczęśliwego końca, ale pani od interesantów najpierw wskazała Ci gdzie są kasy.
Podsumowując, dodatkowo, kiedy już zadbano o Twoje zdolności, że tak powiem, orientacyjno-motoryczne, przychodzi pora na coś co znudzeni amerykańscy miliarderzy mogą znaleźć tylko w górach Tybetu. A Ty masz to praktycznie za darmo!
Praktycznie, ponieważ za tak wspaniałe atrakcje, trzeba jednak wnieść do kasy sądu drobną opłatę. Czekasz w bardzo miłej kolejce, rozglądając się po okienkach przysłoniętych kolumnami (dodatkowo teraz trenujesz zdolność wzrokowo-ruchowe) czy już nie Ty, a przy tym rozwijasz cnotę cierpliwości.
6. Trening relacji społecznych
W biurze podawczym, do którego szczęśliwie trafiłeś (bo było tylko jedno z dwóch różnych otwarte) okazuje się, że we wniosku jest drobny błąd. Pani wywala Ci je przez okienku mówiąc dość miłym jak na opryskliwy ton głosem: „Ja tego nie przyjmę”. Po uśmiechu z Twojej strony i głębszym dopytaniu okazuje się, że można poprawić błąd za pomocą zwykłego korektora, długopisu i… ksero. Rozkład sądu znasz już prawie jak własną kieszeń, więc poszukiwania ksero – chwila moment i gotowe.
Po ponownych odwiedzinach w wyżej wspomnianym biurze i uśmiechu (z kolei) pani w okienku, dowiadujesz się, że wniosek jest „estetyczny”, ale (bo byłoby za słodko) „sąd nie zwraca na to uwagi i, i tak odrzuca”. Po czym następuje finezyjne rzucenie papierów, których skompletowanie kosztowało Cię sporo nerwów, na kupkę przy biurku, która elegancko się rozsypuje.
Myliłby się ten, kto twierdzi, że to ostatnie doświadczenie nic nie wniosło do naszych relacji społecznych. Nauczyłeś się: A. negocjacji pod presją w trudnych warunkach, B. poznałeś folklor urzędniczy twarzą w twarz, C. dowiedziałeś się co różne instytucje o Tobie myślą.
Wszystkie umiejętności zaprezentowane wyżej są niezbędne do życia. Co do tego, chyba każdy się zgodzi. Dlatego apeluję: dbajmy o to, co mamy! W szczególności szanujmy wszelkie urzędy.
Gdy kiedykolwiek poczujesz się źle, w jakiś sposób niedoceniony, naprawdę zachęcam do odwiedzin w najbliższym sądzie okręgowym.
Redakcja strony