Sylwetki jedenaściorga władców i władczyń z różnych krajów i epok na tle zmieniającej się z biegiem czasu kultury kulinarnej opisała w książce „Przy stole z królem” dziennikarka i etnografka Wika Filipowicz.
Elżbieta, obecna władczyni Wielkiej Brytanii, wychowywała się w zamknięciu, za murami królewskich rezydencji. Co jakiś czas spotykała się z dziećmi – starannie dobranymi, które podobnie jak ona były zamknięte w swoich arystokratycznych domach.
„Nie miały pojęcia, że istnieją lody w waflu sprzedawane na ulicznym straganie czy ryba z frytkami jedzona z gazetowej tutki” – opisuje Wika Filipowicz.
Guwernantka przyszłej królowej próbowała oswajać Elżbietę z życiem zwykłych ludzi. Wybierała się więc z nią na przejażdżki komunikacją miejską czy na przekąski do herbaciarni. Niestety, często Elżbieta była rozpoznawana i otaczana przez gapiów; była zmuszona umykać pod osłoną policji.
Takich anegdot na temat codzienności władców i ich „życia kulinarnego” jest w książce Wiki Filipowicz sporo. Wbrew tytułowi „Przy stole z królem” autorka opisała również pięcioro władczyń, w tym Elżbietę II.
Książkę czyta się szybko, mimo niemałej, ponad 400-stronicowej objętości. Podróż po diecie władców i władczyń rozpoczynamy w średniowieczu od zajrzenia w talerze, miski i puchary Władysława Jagiełły i jego małżonki Jadwigi (każde z nich zasłużyło jednak na osobny rozdział). Dowiemy się na przykład, że Jadwiga (uznana za świętą) szczególnie ceniła sobie piwo. Na jeden z „babskich wieczorów” na Wawelu zamówiła go blisko 50 litrów. „Musiało być wesoło” – uważa Filipowicz. Warto jednak pamiętać, że ówczesny złocisty trunek był napojem niskoalkoholowym i zdecydowanie bardziej pożywnym niż dzisiejsze jego odmiany.
Potem opuszczamy granicę i zaglądamy do Francji, Niemiec czy Austrii, podglądając, czym raczyli się Ludwik XIV, Elżbieta Bawarska czy Wiktoria Hanowerska. Taki układ książki powoduje, że w zależności od naszych upodobań i zainteresowań historycznych książkę można przeczytać tylko w częściach, bo każdy z rozdziałów stanowi niezależną całość.
Niektóre informacje mogą zaskakiwać czytelnika. Dowiaduje się np., że „francuski” rogalik słynny na cały świat wcale taki francuski nie jest, gdy z zaczęto go wypiekać w… Wiedniu i to z okazji wiktorii wiedeńskiej odniesionej dzięki Janowi III Sobieskiemu. Nad Sekwanę wypiek trafił za pośrednictwem – oczywiście – arystokratki Marii Antoniny, żony Ludwika XVI.
Nie można nie zgodzić się ze stwierdzeniem Filipowicz, że informacje o tym, co robili władcy w wolnym czasie lub co jedli, często uważane są za trywialne i rzadko stanowią przedmiot odrębnych opracowań. „A są one niewątpliwie ciekawe i istotne choćby dlatego, że epokowym postaciom nadają wymiar zwykłych ludzi” – wskazuje. Nie tylko to jest istotne. Warto pamiętać również o tym – co podkreśla autorka – że książka dotyczy co prawda elit, ale kulinarne nowości, z którymi się one stykały, rozchodziły się wśród szerszych kręgów społeczeństwa; z czasem stały się integralnym elementem naszej codziennej diety.
Książka, mimo że zajmująca, kończy się nagle jak najlepszy deser. Autorka nie pokusiła się o przygotowanie nawet krótkiego podsumowania czy zakończenia. Byłby wisienką na torcie. Musimy się zatem obejść smakiem.
Publikacja „Przy stole z królem. Jak ucztowano na królewskim dworze” ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Szymon Zdziebłowski
PAP
Redakcja strony