Prof. Tomasiewicz: wciąż jesteśmy w pierwszej fazie rozwoju epidemii

Mówimy o nadchodzącej czwartej fali epidemii, ale wciąż jesteśmy raczej w pierwszej fazie jej ogólnego rozwoju – powiedział w poniedziałek w Warszawie prof. Krzysztof Tomasiewicz z UM w Lublinie. Jego zdaniem, nawet wiosną wciąż będzie z nami COVID-19.

Specjalista mówił o tym podczas konferencji „Pacjent post-COVID-wy. Co zostaje, a co znika?” zorganizowanej przez Narodowy Instytut Geriatrii, Reumatologii i Rehabilitacji w Warszawie.

Wyjaśniał, że epidemia przebiega zwykle w kilku fazach, różniących się stopniem transmisji wywołującego go patogenu, takiego jak wirus SARS-CoV-2. W pierwszej fazie współczynnik jego reprodukcji R przekracza wartość 1, co oznacza, że jedna zakażona osoba zaraża co najmniej jedną inną osobę. Epidemia się wtedy rozwija. W kolejnej tzw. przedeliminacyjnej fazie współczynnik ten wynosi 1, a dopiero w trzeciej fazie eliminacyjnej w dłuższym okresie spada poniżej 1.

Zdaniem prof. Krzysztofa Tomasiewicza, kierownika Kliniki Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, który jest też członkiem Rady Medycznej przy prezesie Rady Ministrów, wciąż jesteśmy raczej w pierwszej fazie, bo eliminacja COVID-19 jest bardzo trudna. Obawia się, że pandemia potrwa do przyszłego roku. „Niektórzy specjaliści twierdzą, że na wiosnę 2022 r. COVID-19 już nie będzie, ale ja tak nie sądzę” – powiedział. Dodał, że modelowanie rozwoju pandemii jest trudne i nie zawsze się sprawdza.

Specjalista odniósł się do kolejnych wariantów, jakie nadal się pojawiają, są roznoszone po całym świecie i przenikają do Polski. Obecnie w naszym kraju dominuje bardziej zakaźny i wywołujący więcej hospitalizacji wariant Delta. Są jednak doniesienia o kolejnej odmianie koronawirusa o nazwie Mu, który według Business Insider w USA rozprzestrzenił się już niemal we wszystkich stanach. Z kolei Światowa Organizacja Zdrowia ostrzegła, że wariant ten może przełamać odporność uzyskaną dzięki szczepieniom, jak po przechorowaniu COVID-19.

Prof. Krzysztof Tomasiewicz uważa, że nie ma co przesadzać z zagrożeniem, jakie mogą powodować kolejne warianty wirusa SARS-CoV-2. „Nie należy nimi straszyć, ale też nie można uspokajać” – podkreślił. Zapewnił, że nie ma jeszcze koronawirusów o wysokich konsekwencjach. Ostrzegł jednak, że możliwa jest transmisja różnych jego wariantów w tym samym czasie i jedna osoba może się zarazić jednocześnie np. dwoma wariantami wirusa.

Mogą występować okresowe zwyżki zachorowań na COVID-19, podobnie jak w przypadku innych koronawirusów i grypy sezonowej. Specjalista tłumaczył, że tak dzieje się wtedy, gdy odporność na zakażenie utrzymuje się krócej niż przez rok. Jeśli tak będzie również z SARS-CoV-2, to jeszcze do 2025 r. może powodować coroczne zwyżki zachorowań na COVID-19.

Powstawanie nowych wariantów oraz rozwój epidemii w znacznym stopniu zależą od tego, jak duża część społeczeństwa zaszczepi się przeciwko COVID-19. Koronawirus ulega mutacji tylko wtedy, gdy może atakować osoby nieoporne na jego działanie, czyli te, które się nie zaszczepiły lub jeszcze nie chorowały. Poziom niezbędnej wyszczepialności przeciwko SARS-CVoV-2 ocenia się ostatnio na 80-85 proc., a nawet 90 proc. populacji. Dopiero przy tym poziomie prawdopodobnie możliwe jest przejście do fazy eliminacji pandemii.

Prof. Krzysztof Tomasiewicz przypomniał, że w Polsce dotąd zaszczepiło się jedynie około 50 proc. naszych rodaków. Ostrzegł przed odległymi skutkami COVID-19, utrzymującymi się przez wiele miesięcy po ustąpieniu zakażenia. Zdarza się to nawet u ozdrowieńców, którzy łagodnie przeszli chorobę. „Łagodnie można chorować, ale konsekwencje nie zawsze są łagodne” – podkreślił. (PAP)

Autor: Zbigniew Wojtasiński

zbw/ agt/

Pin It

Komentowanie zakończone.