Piotr Rzymski: nauka nie może być religią

Nauka z definicji nie może być religią, bo ona ciągle podlega procesowi naukowemu i weryfikacji informacji. To coś, co nie zachodzi w religii – mówi dr Piotr Rzymski, finalista konkursu Popularyzator nauki 2021 w kategorii Naukowiec.

W formularzu zgłoszeniowym do konkursu Popularyzator Nauki Piotr Rzymski przedstawiony jest jako naukowiec i dziennikarz. W bezpośredniej rozmowie z PAP mówi on jednak wprost, że jest przede wszystkim naukowcem.

W swojej pracy naukowej Rzymski łączy biologię środowiskową z biologią medyczną. Od strony medycznej skoncentrowany jest na badaniach in-vitro nowych, potencjalnych substancji leczniczych. W zakresie jego badań jest też poznawanie toksyczności mechanizmów działania różnych substancji. Od strony biologii środowiska badał już sinice i małżoraczki, a także kolonie kormoranów i ich wpływ na funkcjonowanie środowiska wodnego. „Trudno mi powiedzieć, czym się będę zajmował za dwa miesiące, bo to jest często bardzo losowe” – mówi Piotr Rzymski i podaje przykład endometrium – wycinków z szyjki macicy, które posłużyły do zbadania, w jaki sposób zanieczyszczenia środowiska mogą przedostawać się do układu reprodukcyjnego kobiety.

Choć praca naukowa pozostaje dla Rzymskiego priorytetem, znajduje on czas na wiele aktywności związanych z popularyzacją nauki. Regularnie publikuje teksty w tygodniku „Polityka” – uzbierało się ich blisko sto. W naturalny sposób pandemia wymusiła jeden profil i większość z nich jest związana z COVID-19. „Trudno jest odnaleźć się w popularyzacji nauki, kiedy mamy do czynienia z prawdziwym kryzysem. Trzeba uważać na słowa w momencie, kiedy wszyscy szukają definitywnych odpowiedzi” – mówi autor.

Piotr Rzymski nie ukrywa, że umiejętność czytania profesjonalnych publikacji naukowych bardzo pomaga w jego aktywności popularyzatorskiej. Daje mu to z pewnością przewagę nad dziennikarzami, którzy z czystą nauką nigdy nie mieli do czynienia i często nie wiedzą, czym jest preprint publikacji naukowej. Sięgając tylko do streszczenia takiej wstępnej publikacji naukowej łatwo wysnuć błędne wnioski, dotyczące interpretacji wyniku badania.

Finalista konkursu PAP na własnej skórze odczuł natomiast, czym jest wyścig z czasem w pracy dziennikarskiej. Faktycznie, Rzymski jest często pierwszy w komentowaniu najświeższych informacji ze świata nauki. Gdy w mediach mainstreamowych dominował na początku roku temat promocji szczepień – on pisał już o lekach na COVID-19. Z jego wywiadu z prof. Flisiakiem na łamach „Polityki” czytelnicy dowiedzieli się już w marcu, na czym polega problem z amantadyną – i dlaczego lekarz, który twierdzi, że przy pomocy tego leku uratował 100 osób, nie jest wiarygodny, dopóki nie udostępni dokumentacji szerszemu gronu naukowców.

W rozmowie z PAP Piotr Rzymski przyznał się do błędu, związanego ze zbyt optymistyczną oceną hydroksychlorochiny jako leku na COVID-19. „Byliśmy w stanie wyczekiwania na optymistyczną wiadomość i wydawało mi się, że doniesienia ze stu szpitali w Chinach są taką optymistyczną wiadomością. Znalezienie leku, który ma inne zastosowanie, wydawało mi się na wagę złota. Ten tekst był niezwykle poczytny, sądząc po statystykach odwiedzin. Potem okazało się, że hydroksychlorochina nie jest skuteczna, a nawet niesie zagrożenie” – powiedział Rzymski. Na swoją obronę przypomniał, że hydroksychlorochina znalazła się w oficjalnych rekomendacjach terapii COVID-19 – a to był powód do optymizmu.

„Nauczyłem się krytycznie patrzeć na pierwsze, optymistyczne informacje dotyczące leków na COVID-19. Później już nigdy nie napisałem, że ‘jest przełom’ – tylko mówiłem o ‘szansie’” – dodaje.

To nie pierwszy raz, kiedy Rzymski trafia do grona finalistów konkursu Popularyzator Nauki. W poprzedniej edycji konkursu też był typowany do nagrody (wszedł do finału i otrzymał w konkursie wyróżnienie). Powiedział wtedy PAP, że wyzwaniem jest dla niego trafić do wątpiących w naukę. Dziś pytany, czy pandemia nauczyła go, jak docierać do wątpiących – odpowiada, że najlepszym narzędziem są spotkania indywidualne. „Współpracując z mediami do końca nie wiemy, do kogo docieramy, a jak spotkamy się osobiście, to od razu możemy ocenić efekt swojej pracy” – twierdzi Rzymski i jako przykład podaje spotkania z seniorami w ramach poznańskiego Festiwalu Nauki i Sztuki albo spotkanie z pracownikami firmy motoryzacyjnej Volkswagen.

„Volkswagen stworzył swoim pracownikom możliwość zadania dowolnego pytania, wyrażenia wątpliwości ws. szczepień, ale też strachu. Okazało się, że co trzeci miał wątpliwości, tylko bał się przyznać. Kiedy usłyszał innych dyskutujących na te tematy – to go ośmieliło” – wspomina Rzymski.

Naukowiec nie ukrywa, że z popularyzacją nauki w czasie pandemii wiążą się również nieprzyjemne sytuacje. Nikt nigdy nie zaatakował go fizycznie – dostawał jednak maile z pogróżkami, co zmobilizowało go do noszenia w kieszeni gazu pieprzowego. Zapytanym dlaczego nie postawił na „święty spokój” i nie odpuścił sobie popularyzacji – porównał swoją sytuację do pracy lekarza. „Nie można uciekać. To tak, jakby lekarz bał się zakażenia i zaprzestał leczenia na oddziale chorób zakaźnych. Trzeba się zabezpieczyć. Tak, jak lekarz nakłada na siebie strój ochronny, tak ja w ramach ochrony kupiłem sobie gaz. Czuję się dzięki temu spokojniejszy. Ciągle uważam, że korzyści wynikające z popularyzacji są większe niż zagrożenie” – mówi Rzymski.

I przyznaje, że pandemia jest materiałem szkoleniowym dla popularyzatora nauki. Jego zdaniem to jest dobry moment, żeby środowisko naukowe zyskało umiejętność popularyzowania – po to, by później wykorzystywać ją z większym powodzeniem. „Przecież pandemia COVID-19 nie jest jedynym kryzysem, z jakim będziemy się mierzyli w XXI wieku” – zapewnia naukowiec.

Na pytanie czy nauka stanie się kiedyś religią, Rzymski odpowiada przecząco. „Nauka z definicji nie może być religią, bo ona ciągle podlega procesowi naukowemu i weryfikacji informacji. To coś, co nie zachodzi w religii” – mówi Rzymski i zapewnia, że nawet szczepionka nie urośnie nigdy do rangi dogmatu, bo jej skuteczność zawsze będzie weryfikowana.

„Jeśli szczepionki mRNA danego producenta spełniają oczekiwania, to nie oznacza, że wszystkie które powstaną za chwilę będą też je spełniały. Proszę zwrócić uwagę, że mnóstwo kandydatek na szczepionki nigdy nie zostało autoryzowanych, bo badania kliniczne okazały się fiaskiem. Szczepionka niemieckiego koncernu CureVac nie dostała autoryzacji” – puentuje PIotr Rzymski.

Autorka: Urszula Kaczorowska

uka/ zan/

Pin It

Komentowanie zakończone.