Historia średniowiecznej drogi zatopiona w jeziorze

Poznawać historię średniowiecza dzięki kronikom, dokumentom, przedmiotom codziennego użytku? Banał. Tym razem naukowcy przeanalizowali zapisaną w osadach na dnie jeziora historię średniowiecznej… drogi, Via Marchionis, która wiodła przez Bory Tucholskie.

Co wynikło z tych badań? W skrócie: kiedy ludzi w okolicy ubywało – np. w wyniku wojen, zaraz, napaści – dzika przyroda szybko (w ciągu kilku dekad) wracała na miejsca, gdzie wcześniej były pola uprawne. Działo się to wiele razy w historii.

Wydedukowano, że tragedie ludzkie – umożliwiające powrót lasu – miały związek z obecnością w okolicy średniowiecznego szlaku wędrownego i handlowego – drogi via Marchionis. Był to fragment bardzo ważnego średniowiecznego traktu łączącego Brandenburgię z Malborkiem, Gdańskiem, Królewcem.

Z jednej strony drogi od zawsze miały wymierny wpływ gospodarczy czy kulturowy na społeczeństwo, ale z drugiej strony średniowieczne drogi przynosiły mieszkańcom niepokoje i zarazy, a to z kolei tworzyło warunki dla powrotu dzikiej przyrody w tereny zajęte dotąd przez ludzi. Można więc powiedzieć – cytując „Park Jurajski”, że życie zawsze znajdzie sobie drogę.

NAWARSTWIENIE HISTORII

W ramach badań (finansowanych z NCN) naukowcy przeanalizowali rdzeń (słup osadów jeziornych) pobrany z dna jeziora Czechowskiego (Bory Tucholskie, niedaleko Iwiczna). A w tamtym akurat miejscu świetnie zachowane są warstwy osadów jeziornych (warwy, roczny laminowany przekładaniec), dzięki czemu rdzeń jest bardzo dokładnym archiwum tego, jak zmieniał się krajobraz przyrodniczy setki, a nawet tysiące lat temu. W warstwach osadów kryją się nie tylko pyłki ówczesnych roślin, ale i węgle drzewne świadczące o pożarach czy opowiadając nam historię o zmianach szaty roślinnej.

Zebrane tam informacje interdyscyplinarny zespół naukowców postanowił porównać z bardziej tradycyjnymi źródłami historycznymi i od nowa napisać historię Borów Tucholskich oraz via Marchionis. Publikacja pod kierunkiem dr. hab. Michała Słowińskiego, profesora z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN ukazała się w Scientific Reports

Można by było się śmiać, że to historia rubieży ówczesnej Polski opisana z perspektywy żaby. No bo co ma wspólnego dno jeziora z wielką historią. A jednak ma. Badania te dają bowiem unikalny wgląd w to, jak na małe lokalne społeczności – osady liczące np. kilkunastu mieszkańców – oddziaływały duże wydarzenia historyczne: wojny krzyżackie, potop szwedzki czy zarazy.

GRABIEŻE NA RUBIEŻACH

Pierwszy autor publikacji, prof. Michał Słowiński, mówi w rozmowie z serwisem Nauka w Polsce – PAP, że w średniowieczu w okolicach jeziora Czechowskiego nie było dużych osad ludzkich. Gleby były tam słabe, a samo miejsce było mało atrakcyjne dla rozwoju rolnictwa. Pojedyncze gospodarstwa, które się tam znajdowały, leżały jednak w sąsiedztwie ważnego traktu – Via Marchionis. I to on przynosił w tamte rejony Wielka historię.

Prof. Słowiński tłumaczy, że w osadach jeziornych zachowały się pyłki roślin, które dominowały w okolicy. Pyłków roślin uprawnych (głównie żyto) było więcej w czasach długiego pokoju. Po wojnach zaś zwykle w ciągu kilku dekad w miejsce pyłków żyta pojawiały się za to pyłki sosny i brzozy i zaczynały one dominować.

Co to znaczy? Prof. Michał Słowiński wyjaśnia, że w czasach pokoju, kiedy szlakiem wędrowali raczej kupcy i wędrowcy, rolnicy mogło spokojnie zajmować się uprawami. W czasie wojen jednak szlak starał się trasą przemarszów wojsk. Można się domyślać, że uprawy wtedy podpalano, a miejscową ludność zabijano, włączano do armii lub cierpiała ona w wyniku chorób przenoszonych przez żołnierzy.

W wyniku tych zdarzeń następował zaś potem spadek presji człowieka na środowisko przyrodnicze, a las zarastał miejsca, gdzie dotąd były pola uprawne. Mimo że zmiany środowiska dotyczyły niewielkich skupisk ludzkich, ślady takich działań widać do dziś.

„Te badania pokazują, że my, ludzie, musimy wkładać bardzo dużo energii, aby utrzymać krajobraz rolniczy. I aby powstrzymać dziką przyrodę” – komentuje prof. Słowiński.

Bohaterami rozdziałów w podręcznikach historii średniowiecza są zwykle znamienite osoby, rody, państwa, miejscowości, prawa lub zwyczaje. Tym razem badacze postanowili zupełnie odświeżyć narrację i zobaczyć jak na środowisko i lokalną społeczność działa obecność drogi. Takie nieszablonowe podejście pozwoliło im przedstawić opowieść o tym, jak wydarzenia historyczne realnie oddziaływały na bardzo niewielkie społeczności, a przez to – i na przyrodę.

PAP – Nauka w Polsce, Ludwika Tomala

lt/ zan/

Pin It

Komentowanie zakończone.