Rząd chce finansować studia na najlepszych uczelniach świata 100 studentom rocznie. „Kryteria naboru wniosków są zbyt wąskie. Aplikacji do programu może być mniej niż miejsc” – uważa założyciel Federacji Polskich Stowarzyszeń Studenckich w W. Brytanii, Krzysztof Bar.
W Sejmie trwają prace nad rządowym projektem nowelizacji prawa o szkolnictwie wyższym oraz ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych. Projekt – który jest odpowiedzią na zobowiązania z expose premier Ewy Kopacz – zakłada możliwość utworzenia rządowego programu pomocy finansowej na pokrycie kosztów związanych ze studiami na najlepszych zagranicznych uczelniach.
Z programu – jak szacuje rząd – będzie mogło korzystać ok. 100 studentów rocznie. Założyciel Federacji Polskich Stowarzyszeń Studenckich w Wielkiej Brytanii (PolSoc), Krzysztof Bar w rozmowie z PAP zwrócił jednak uwagę na zbyt wąskie kryteria naboru do programu. „Istnieje obawa, że nie znajdzie się wystarczająco dużo kandydatów, którzy spełnialiby te kryteria i byliby zainteresowani skorzystaniem z oferty stypendialnej” – przyznał. Jego zdaniem warto by było znieść niektóre ograniczenia przy naborze do programu tak, by jak najefektywniej dla polskiej gospodarki rozdysponować pieniądze przeznaczone na program i przyznać je najlepszym kandydatom, którzy po ukończeniu zagranicznych studiów powrócą do Polski.
Projektowane obecnie przepisy zakładają, że uczestnikami programu mogą być jedynie osoby, które nie wcześniej niż w roku poprzedzającym zgłoszenie do udziału w programie ukończyły licencjat lub trzeci rok jednolitych studiów magisterskich. Tymczasem, zorganizowani pod przewodnictwem brytyjskiej Federacji PolSoc przedstawiciele kilkunastu stowarzyszeń polskich studentów i absolwentów renomowanych uczelni (m.in. Harvarda, MIT, Oksfordu, Cambridge, Yale czy Stanforda) zaproponowali poprawki do nowelizacji, które zapewniałyby szerszy dostęp do programu.
Chodziło im o umożliwienie udziału w programie również osobom, które: mają przerwę w nauce po ukończeniu licencjatu lub które dostały się na programy studiów magisterskich, wymagające tytułu magistra lub doświadczenia w pracy (MPA, MBA, LLM, MPP). Dzięki temu – zdaniem inicjatorów poprawek – w programie można byłoby dokonywać lepszej selekcji uczestników przy zachowaniu jednocześnie tego samego poziomu finansowania 100 kandydatów rocznie.
Mikołaj Firlej, który od września będzie studiował na Oksfordzie w Blavatnik School of Government wyjaśnił w rozmowie z PAP, że aby dostać się na swoje studia, musiał mieć ukończone studia magisterskie w Polsce, a dodatkowo potrzebne były mu dwa lata doświadczenia praktycznego. „Żeby po trzech latach studiów licencjackich w Polsce dostać się na Harvard, Oksford czy Cambridge, trzeba być nie tylko zdolną osobą, ale także trzeba posiadać formalne umiejętności redagowania pism i mieć dostęp do osób, które już przebyły cały proces rekrutacyjny. A z mojego doświadczenia pięciu lat studiów w Polsce wynika, że jest bardzo wąska grupa osób, które potrafią łączyć odpowiednią wiedzę naukową z dobrym rozpoznaniem praktycznym redagowania pism” – opowiedział.
Podczas prac w sejmowej komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży poprawki proponowane przez studentów odrzucono. Wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego Daria Lipińska-Nałęcz w odpowiedzi na wątpliwości studentów zapewniła: „Nasza intencja jest inna. Celem nie jest wykorzystanie za wszelką cenę 100 stypendiów. Jeśli zostaną nam pieniądze, być może w kolejnym roku będzie więcej aplikantów. Mamy określony pewien rozmiar programu. Jeśli w pierwszym roku będzie mniej kandydatów, to pieniądze i tak się nie zmarnują”. Program – jak zakłada projekt nowelizacji – trwać ma 10 lat, a jego koszt wyniesie 336 mln zł.
Jak wynika z projektowanego przez resort rozporządzenia do nowelizowanie ustawy, studenci będą mogli się ubiegać o sfinansowanie studiów tylko na najlepszych uczelniach wskazanych w Akademickim Rankingu Uniwersytetów Świata. Mogą to być uczelnie z górnej piętnastki głównej listy lub uczelnie znajdujące się w pierwszej dziesiątce jednej z pięciu list branżowych rankingu. Stowarzyszenia polskich studentów uważają, że warto poszerzyć listę tych uczelni oraz uwzględnić inne rankingi, aby nie opierać się wyłącznie na jednej metodologii wyboru najlepszych uczelni.
Brytyjska Federacja PolSoc w porozumieniu z polskimi stowarzyszeniami studenckimi w USA postanowiła zbadać, jak sytuacja wygląda na razie, przed rozpoczęciem programu i oszacowała, ilu polskich studentów już teraz studiuje na najlepszych uczelniach świata uwzględnionych w rozporządzeniu.
Zgodnie z obecną wersją rozporządzenia program objąłby cztery uczelnie z Europy (brytyjskie: Oksford, Cambridge, Imperial College London oraz szwajcarską Politechnikę Federalną w Zurychu) i ponad 20 uczelni ze Stanów Zjednoczonych. Do tych właśnie szkół wyższych zwrócono się z prośbą o dane na temat liczby polskich studentów na studiach magisterskich. „Na tej podstawie oszacowaliśmy, że łącznie na takich studiach jest tam 185 Polaków” – zaznaczył Krzysztof Bar. Na każdej z ponad 20 amerykańskich uczelni z listy jest średnio po 3 polskich magistrantów, a na 4 europejskich uczelniach – po 30. Bar dodał, że studia te w znacznej części trwają tylko jeden rok, więc są to dane o jednym roczniku Polaków na studiach magisterskich.
Z ankiety przeprowadzonej przez Federację PolSoc wśród polskich studentów z prestiżowych brytyjskich uczelni wynikło, że tylko 42 proc. z nich chciałoby skorzystać z polskiego rządowego programu w planowanej formie. Aż dla połowy badanych czynnikiem zniechęcającym byłaby konieczność powrotu do kraju. (Rządowy program zakłada konieczność odprowadzania w Polsce składek przez 5 lat – w ciągu 10 lat – po zakończeniu studiów lub zrobienie w Polsce doktoratu).
Podsumowując swoje badania przedstawiciele polskich stowarzyszeń zwracali uwagę, że spośród tych Polaków, którym udaje się dostać na studia w 30 najlepszych uczelniach świata, byłoby rocznie jedynie 70 osób zainteresowanych udziałem w rządowym programie, przy ogólnej liczbie 100 dostępnych stypendiów. Liczba ta w dodatku znacznie by się pomniejszyła, gdyby od osób tych odliczyć te, które dostały się na studia w innym trybie niż proponuje nowelizacja.
Darii Lipińskiej-Nałęcz te wyniki nie przekonały. „Z państwa badań wynika wyraźnie, że 50 proc. osób, które byłyby gotowe skorzystać ze stypendium, nie zamierza wrócić do kraju. Te osoby z pełną determinacją opuściły granice kraju. (…) Nie chcemy ich pozostawiać poza sferą naszej uwagi, ale cel tego programu jest zupełnie inny. Chodzi o to, żeby wykształcić na potrzeby nauki krajowej te osoby, dla których barierą są kwestie materialne. Chcemy stworzyć możliwość finansowania nie dla osób, które sobie już poradziły. Jeśli już wyjechały, to znaczy, że dla nich kwestie finansowe nie są barierą. Chcemy stworzyć taką możliwość dla osób, dla których jest to problem natury finansowej. Pieniądze nie powinny być przeszkodą w rozwoju człowieka” – powiedziała.
PAP – Nauka w Polsce, Ludwika Tomala
Redakcja strony