Globalizacja pociągnęła za sobą ogromne zmiany. Dzisiaj nie jesteśmy już obywatelami państw, jesteśmy obywatelami świata. Mamy niemalże nieograniczone możliwości poruszania się, ale co za tym idzie nasze więzi rodzinne i partnerskie mogą być nijako rozluźnione. Dawny sposób pojmowania rodziny był wskazaniem na grupę ludzi, która mieszka razem lub przebywa w bliskim otoczeniu. Dziś rodziną są ludzie rozsiani w różnych zakątkach świata, a tytułowa Miłość na odległość staje się codziennością.
„Rodziny światowe w żadnym razie nie są autonomiczne i stabilne. Ich krucha egzystencja zależy od wielu czynników, przede wszystkim od stereotypów obcego i obrazów wroga w społeczeństwie większościowym, ale też od przyznawanych bądź odmawianych im praw”.
Autorzy książki podają, że konieczne jest przedefiniowanie sposobu pojmowania rodziny. W czasach globalnej wioski są to raczej ludzie, których łączą więzy krwi i Facebook oraz Twitter. Ewolucja naszego świata postawiła nas przed koniecznością kochania na odległość, utrzymywania związków, w których małżonkowie widują się okazjonalnie i których kontynuowanie staje się coraz większą trudnością.
Coraz popularniejsze stają się związki ludzi różnych kultur i narodowości, a liczba rozstań jest wyższa niż kiedykolwiek. Dochodzi do rodzinnych porwań, problemów z podziałem obowiązków rodzicielskich, a światowe rządy muszą stawić czoła coraz większemu ujednoliceniu prawa.
Za zmianę sposobu relacji rodzinnych i partnerskich odpowiadają otwarte rynki pracy, a także możliwość łatwego przemieszczania się. Niemieccy autorzy starają się przeanalizować funkcjonowanie związków na odległość pod różnymi kątami. Ich ocenie podlegają internetowe miłości, pary różnych narodowości, czy też migranci. W każdym z tych przypadków związek wygląda trochę inaczej i utrzymywany jest z innych pobudek. Niemniej jednak w tych wszystkich trudach jawi się światełko nadziei. Jest nim nowe pokolenie, które będzie wolne od uprzedzeń i antypatii na tle rasowym i kulturowym. Które będzie postrzegać innych ludzi, jako swoich braci i traktować ich na równi z sobą.
Uderzać może jedynie fakt, że w naszej rzeczywistości książka jest jeszcze nie do końca aktualna. Modele w niej opisane funkcjonują na świecie, ale u nas dopiero się pojawiają. Jest to więc jedna z tych książek, które będą aktualne „do przodu”. Wraz ze zmieniającymi się realiami, transformacji ulega też nasza mentalność. Socjologiczne spojrzenie na globalizację w odniesieniu do związków jest więc czymś, czego nie możemy pomijać w codziennym życiu. Dzisiaj chyba w każdej rodzinie jest ktoś, kto wyjechał w celu matrymonialnym lub zarobkowym. Ilość takich ludzi będzie się stale powiększać, granice państw zacierać, ale granice mentalne i kulturowe jeszcze przed długi czas pozostaną takie same.
Autorzy informują nas jasno, że musimy sobie zdawać sprawę z tych odmienności, dopasowywać do świata, który pędzi wciąż do przodu i podjąć decyzję, czy chcemy kochać na odległość.
Książka to 10 rozdziałów, w których badacze kolejno zajmują się kwestiami związanymi z globalną miłością. W pierwszym konfrontują nową książkę ze swoim poprzednim dziełem („Całkiem zwyczajny chaos miłości”), w drugim opisują dwukulturowe związki oraz wyzwania, jakie przed nimi stoją. W trzecim natomiast starają się rozpracować wnikliwe pojęcie miłości, określić ją, osadzić w naszym codziennym życiu. Czwarty, piąty i szósty rozdział traktują kolejno o migracji, o matrymonialnych imigrantkach i o imigrantkach matkach. Rozdział siódmy natomiast jest pewnym zaskoczeniem, gdyż autorzy zadaje pytanie: dlaczego w rodzinach światowych to kobiety są tą silniejszą stroną?
Ostatnie rozdziały są natomiast próbą analizy całej sytuacji. Zresztą bardzo trafnej analizy i udanej tak samo, jak cała książka. Z pewnością można ją polecić. Może nie na długie, jesienne wieczory, ale w momencie, kiedy zaczniemy się zastanawiać, dokąd zmierzają dzisiejsi ludzie i co czeka ich, kiedy całkowicie zrzucą okowy bliskości.