Skończoność życia sprawia, że chcemy robić w nim coś ważnego – mówił prof. Paweł Łuków podczas wykładu poświęconego nieśmiertelności. Świadomi nieuchronności śmierci nie gnuśniejemy w bezczynności, nie popadamy w rozpacz z nudów, bo mamy ważne rzeczy do zrobienia.
Prof. Paweł Łuków z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego wykład poświęcony urokom śmiertelności wygłosił podczas warszawskiego festiwalu „Przemiany”.
„Ludzie podobno zawsze marzyli o nieśmiertelności, a przynajmniej o życiu wielokrotnie dłuższym. Co jest jednak takiego złego w byciu śmiertelnym i umieraniu?” – pytał podczas swojego wystąpienia prof. Paweł Łuków. „Mówi się, że ludzie czują lęk przed śmiercią. A może po prostu obawiamy się, że nie zdążymy zrobić wszystkich ważnych rzeczy, które sobie założyliśmy, albo boimy się utraty bliskich. Czasem mam ważenie, że lęk przed śmiercią nie nazywa tylko jednego stanu, a jest zbiorczą nazwą dla wielu różnych lęków i niepewności” – argumentował etyk.
Żyjemy nieskończenie długo i jesteśmy cały czas w świetnej formie fizycznej? Nic nam nie dolega? Wyglądamy wciąż pięknie i młodo? Rozwinęliśmy programy profilaktyczne? Potrafimy zdiagnozować wszelkie choroby? Nasze życie może przerwać tylko straszliwy wypadek, albo celowe odebranie sobie życia? Brzmi dobrze, ale – jak pytał prof. Łuków – czy chcielibyśmy żyć takim życiem, czy po głębszym zastanowieniu większość z nas nie wybrałaby jednak śmiertelności?
„Gdybyśmy żyli nieskończenie długo, to nasza pamięć wypełniałaby się niezliczoną liczbą informacji. Pragnąc odmiany, szukalibyśmy nieustannie nowych bodźców, rozrywek, zajęć zarobkowych. Coraz częściej musielibyśmy jednak powtarzać kolejne czynności” – stwierdził prelegent. Nawet posiadanie pasji mogłoby okazać się w tej sytuacji niewystarczające. „Wiemy, że ludzie ogarnięci jakąś pasją mogą oddawać się jej z taką przyjemnością m.in. dlatego, że jest to tylko jedna z rzeczy, które robią w życiu. Muszą znaleźć na nią czas. Dzięki temu, kiedy wreszcie wykroją go trochę, mogą czerpać z tej pasji satysfakcję” – przekonywał prof. Łuków.
Istnieje więc ryzyko, że nieskończenie długie życie byłoby naznaczone „nieskończenie wielką, wszechobecną nudą”. Przy skończonej liczbie sytuacji, z którymi się spotykamy, coraz częściej mielibyśmy poczucie, że już to kiedyś robiliśmy. Coraz mniej bylibyśmy zaskakiwani spotykającymi nas sytuacjami. Czy wtedy nasze życie byłoby atrakcyjne? „Myślę, że tak, pod warunkiem, że nie bylibyśmy nudni dla samych siebie. Byłoby to możliwe gdybyśmy mogli wciąż się rozwijać. Rozwój osobisty i inwestowanie w siebie byłyby sposobem na przezwyciężenie nudy wieczności” – ocenił etyk.
Załóżmy jednak, że żyjąc 200-300 lat będziemy wciąż mogli rozwijać swoje talenty, wiedzę, dokonywać odkryć. „Pytanie jest proste: po co? Skoro będziemy mogli to wszystko zrobić później, a teraz zająć się używaniem życia” – stwierdził. „Nie musząc się spieszyć z załatwieniem przed śmiercią rozmaitych spraw, będziemy starali się uzyskać jak najwięcej satysfakcji. Powiedzmy, że ludzie decydują się nie mieć dzieci w pierwszej setce życia. Z czasem – jeśli już człowiek zorientuje się – że bez tych dzieci jest tak fajnie i się do tego przyzwyczai, to później może wcale nie mieć na nie ochoty” – prognozował prof. Łuków.
Świadomość własnej skończoności i nieznajomość terminu śmierci – wyjaśniał – każe nam podejmować wyzwania, „zanim minie ten jedyny czas, kiedy jest na nie czas”. „Zanim minie ta jedyna chwila i okazja, w których trzeba się tymi sprawami zająć. Właśnie dlatego w życiu swoje postanowienia i sprawy traktujemy poważnie, bo wiemy, że musimy się zmieścić w określonym terminie. Jeśli nie zrobimy tego teraz lub jutro, to nie zrobimy tego nigdy. Dzięki temu nasze życie nabiera powagi. Bo kiedy składa się z poważnych rzeczy, to jest to poważne życie. Wtedy ma znaczenie, ma wartość wykraczającą poza biologię” – mówił etyk.
„Moment śmierci nie powinien być w naszych rękach. Tak samo nie powinna być nam zaoszczędzona starość” – ocenił. Jak przekonywał, to skończoność życia sprawia, że mamy ochotę robić w nim cokolwiek ważnego. „Jeżeli mamy mieć udane życie i dobrą śmierć, to musi ono przejść wszystkie swoje etapy: młodość, dojrzałość i starość. Choć terminu śmierci nie znamy, to na pewno wszyscy dotrzymamy. Świadomi jego nieuchronności nie gnuśniejemy w bezczynności, nie popadamy w rozpacz z nudów, bo mamy ważne rzeczy do zrobienia. Historia każdego z nas musi mieć zakończenie. Nie wiedząc, kiedy ono nastąpi, musimy zadbać, aby było to zakończenie jak najlepsze, w razie gdyby miało nastąpić już jutro” – argumentował prof. Łuków.
Czy krótka starość z gwałtownym pogorszeniem zdrowia rzeczywiście byłaby takim błogosławieństwem w porównaniu z tym, co mamy teraz? „Myślę, że jednak lepiej jest powoli się starzeć. Starość daje nam szansę przygotować się na koniec, bez popadania w rozpacz. Nieśmiertelność niekoniecznie byłaby sukcesem, choć myślę, że wspaniale byłoby żyć 2-3 razy dłużej niż teraz” – powiedział naukowiec.
W dodatku gdyby ludzie mogli decydować, kiedy nastąpi śmierć każdego z nich, to najprawdopodobniej – w większości przypadków – nie byłaby to dobra śmierć. „Zazwyczaj nie mielibyśmy powodu, aby chcieć śmierci, kiedy wszystko układałoby się po naszej myśli, dopóki wszystko byłoby pięknie. Umierać chcielibyśmy, gdy nasze życie byłoby pełne niepowodzeń, gdyby ogarnęła nas bezradność, stracilibyśmy poczucie sensu. Decyzję o śmierci podejmowalibyśmy nie dlatego, że nasze życie dopełniło się. Umieralibyśmy dlatego, że stałoby się ono ciężarem nie do zniesienia” – powiedział.
Redakcja strony