Miłośników i badaczy Podhala jest cała masa – w myśl porzekadła „jedna owca na jednego naukowca”. A mimo to – jak pisze etnograf i pisarz Antoni Kroh w książce „Sklep potrzeb kulturalnych – po remoncie”, nasza wiedza o kulturze podhalańskiej przypomina szwajcarski ser. A w dodatku niektórzy badacze – twierdzi autor – sami ulegają mitowi, że wszystko, co góralskie, to z definicji pradawne i piękne.
Antoni Kroh to człowiek wielu zawodów i talentów – wytrawny badacz folkloru Tatr (autor wielu prac o Podhalu, członek rady Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem), przewodnik tatrzański, eseista, tłumacz literatury czeskiej (w tym Jaroslava Haska) i „szwejkolog”.
„Sklep potrzeb kulturalnych – po remoncie” dowodzi również, że autor obdarzony jest darem snucia mądrych i dowcipnych opowieści. Jego książka jest tyleż osobistym wspomnieniem lat dzieciństwa spędzonego w Bukowinie Tatrzańskiej w latach 50. i 60 XX wieku, co gawędą o kulturach górali pogranicza polsko-słowackiego (nie tylko Podhala, ale też Spisza, Orawy, Pienin).
To pozycja, którą powinni przeczytać nie tylko miłośnicy góralszczyzny. Także ci, którzy chcą się dowiedzieć, jak powstają mity i zmienia się ciągle – rzekomo „odwieczna” i niezmienna – ludowa tradycja.
Kroh wyjaśnia, że wiele elementów przypisywanych „od zawsze” kulturze podhalańskiej jest tworem stosunkowo nowym i w dodatku dziełem „ceprów”, a nie górali.
Tak rzecz się miała choćby ze słynnym tańcem zbójnickim, wynalezionym w jego obecnej postaci nie przez górali, ale – jak wyjawia autor – przez skauta Szczęsnego Połomskiego w 1910 roku.
Podobnie jest z samą postacią zbójnika-harnasia, który w literaturze i filmie stał się kimś w rodzaju górskiego rycerza – szlachetnego i broniącego słabszych. Sęk w tym – podkreśla Kroh – że jeszcze 150 lat temu nikt prawie na Podhalu (poza rabusiami, rzecz jasna) nie solidaryzował się z ideą zbójnika i nie przypisywał mu zacnych pobudek. Mit harnasia narodził się dopiero wraz z pisarzami, którzy w końcu XIX wieku „odkryli” Zakopane jako miejsce wypoczynku i „ubrali” górali w swoje poetyckie fantazje.
Przez całą – pełną zabawnych i pouczających anegdot – książkę Kroha przewija się kwestia relacji między kulturą „pańską” a kulturą ludową. Autor opisuje z dystansem i ironią naiwny zachwyt miejskich inteligentów (w tym także niektórych etnografów) – nad góralszczyzną w myśl zasady: góralskie, więc koniecznie piękne i nieskażone wpływami cywilizacji. To oczywisty mit, gdyż trwający od ponad wieku napływ turystów na Podhale wpłynął w ogromnym stopniu na miejscowe obyczaje i wytwory materialne.
Ale z drugiej strony – o czym przypomina autor – to właśnie przybysze z miast podtrzymali folklor, gdyż dzięki komercyjnemu zapotrzebowaniu rozwinęło się pod Tatrami rzemiosło: budownictwo w stylu zakopiańskim, stroje góralskie, ozdoby drewniane etc.
Inna sprawa, że sami rdzenni mieszkańcy Podhala – inaczej niż turyści chodzący po Krupówkach w haftowanych góralskich portkach i kapeluszach z piórkiem – nie lubią obnosić się ze swoją tradycją (a jeszcze mniej – jak „cepry” udają górali). I nawet flisacy zabierający turystów na spływ Dunajcem – zauważa Kroh – mają na sobie dziś często dżinsy i adidasy, a nie, jak niegdyś, stroje regionalne … Wszak nie góralskie portki czynią górala.
Pierwsze wydanie „Sklepu potrzeb kulturalnych” ukazało się kilkanaście lat temu. Obecne wydanie jest, jak pisze autor, gruntownie zmienione i zaktualizowane, o czym świadczy uzupełniony tytuł dzieła.
Kroh dodał także do książki przypisy do najnowszej literatury przedmiotu, co ułatwia wszystkim zainteresowanym pogłębienie wiedzy o Podhalu .
Mimo upływu lat od pierwszego wydania autor zauważa, że liczne kwestie dotyczące obrosłej w mity kultury podhalańskiej pozostają nadal niezbadane.
„Nietknięty przez badaczy, arcyciekawy temat: Honor góralski a honor szlachecki – podobieństwa, różnice, wkład do kultury, ewolucja, aberracje, zjawiska pokrewne, stan współczesny. (…) Dotychczas nie powstała monografia sztuki ludowej Podhala drugiej połowy XX wieku. Czeka wiele innych tematów” – pisze. I kwituje: „Zaś etnograf to badacz, który wiecznie się spóźnia”.
Może któryś z uczonych czytelników Kroha wypełni te luki?
Redakcja strony