Lockdowny uświadomiły milionom ludzi na świecie, jak ważny jest kontakt z naturą – nawet, jeśli to jedynie podziwianie przyrody za oknem. Badacze prześledzili internetowe trendy w wyszukiwaniu haseł związanych z obserwacją przyrody. I podsumowali badania na temat tego, jak zieleń w otoczeniu domu wpływa na samopoczucie.
Podczas lockdownów związanych z pandemią COVID-19 sposoby na relaks i spędzanie wolnego czasu zostały ludziom na całym świecie znacznie ograniczone. W efekcie jednak lockdown pomógł zbadać, jak ważna jest dla ludzi zieleń w najbliższym otoczeniu domu.
Badacze w nowej publikacji w 'Ecology and Society’ przeanalizowali światowe trendy w wyszukiwaniu w internecie haseł związanych z obserwacją roślin i zwierząt: były to m.in. zapytania o sprzęt do obserwacji ptaków, karmniki, aplikacje do rozpoznawania ptaków, motyli czy gatunków roślin (np. birdNET, iNaturalist), a także hasła związane z uprawą roślin domowych lub ogrodowych. W czasie lockdownu wyszukiwania takie przeżywały na całym świecie prawdziwy boom.
Ludzie intuicyjnie skierowali się więc ku obserwacjom przyrody – nawet, jeśli mogli to robić tylko w pobliżu swojego domu.
Tymczasem jest wiele badań, które potwierdzają, że to dobry pomysł – zwrócenie się ku naturze obniża stres. A zieleń za oknem pozytywnie wpływa na samopoczucie.
Współautor badań, psycholog prof. Edward Nęcka z UJ tłumaczy, że kontakt z przyrodą zmniejsza lęk społeczny i pomaga odwrócić uwagę od zagrożeń związanych z życiem w społeczeństwie, a aktywność fizyczna w przyrodzie poprawić może samopoczucie.
Dr Magdalena Lenda z Instytutu Ochrony Przyrody PAN tłumaczy zaś, że za sprawą lockdownu można było pokazać, jak ważne i uniwersalne dla różnych kultur jest czerpanie spokoju i radości z tej natury, którą mamy na wyciągnięcie ręki.
Ma to zaś znaczenie na co dzień. „Na świecie jest około 10 mln osób, które ze względu na niepełnosprawność nie mogą wychodzić z domu. Do tego dochodzą osoby czasowo unieruchomione (np. ze złamaną nogą) lub zajmujące się niesamodzielnymi członkami rodziny. Takie osoby, jeśli mieszkają w kamienicach czy blokach bez windy stają się 'więźniami 4. piętra’. Dla nich wyjście na spacer do parku odległego nawet o kilkaset metrów od domu, jest wielką wyprawą. Jedynym ich kontaktem z przyrodą jest więc przyroda, którą widzą z okna, balkonu czy w ogrodzie. A to – jak przypominamy – wpływa na jakość ich życia” – komentuje badaczka.
Stąd zaś płyną różne wnioski. I tak np. ze względu na stan psychiczny osób, które nie wychodzą z domu – warto je zainteresować obserwacjami przyrody. Kolejną sprawą jest to, że w decyzjach dotyczących planowania miasta powinno się brać pod uwagę to, co ludzie przez całe dnie mieszkańcy widzą za oknem. A osobom, które szukają nowego mieszkania, warto przypominać o tym, jak istotną zmienną jest zieleń w najbliższym otoczeniu domu.
Prof. Nęcka zauważa, że gatunek ludzki przez tysiące lat ewoluował na afrykańskiej sawannie. A zmiana warunków życia następowała znacznie szybciej niż zmiany genetyczne. Stąd – jak interpretuje badacz – kontakt z naturą – nawet choćby poprzez przebywanie w otwartych przestrzeniach czy podziwianie pejzaży – daje nam często poczucie bezpieczeństwa. Jest to bliskie temu, co zapewniało wytchnienie naszym przodkom w warunkach, które ich ukształtowały.
„Nawet w przekazach różnych kultur przetrwał mit raju, powrotu do edenu; dzikiej przyrody, która jest rajska. Kontakt z przyrodą dobrze więc robi człowiekowi. Jeśli jest ci źle, boisz się przyszłości, pozwól sobie na powrót do natury, namiastki raju” – podsumowuje prof. Nęcka.
Dr Lenda tłumaczy, że w podejściu do zieleni w miastach są dwa główne nurty: land sharing i land sparing.
„Land sharing” zakłada, że w bliskim otoczeniu człowieka powinno być dużo terenów zielonych, dostępnych dzikiej przyrodzie. Zgodnie z tą filozofią – powszechne powinny być w miastach przydomowe ogrody i zieleń między domami, by mogły się tam osiedlać zwierzęta i rośliny (niezłym przykładem są np. dzielnice Warszawy projektowane w czasach PRL).
Z kolei „land sparing” zakłada zagęszczanie terenu zajmowanego przez ludzi, aby oszczędzić więcej terenu dla dzikiej przyrody i tworzyć tam ogromne parki, lasy, z których mogą korzystać zarówno ludzie, jak i dzika przyroda (najbardziej jaskrawym przykładem takiego podejścia jest Nowy Jork, gdzie pośrodku asfaltowej dżungli wytyczono wielki Central Park).
Najlepszym rozwiązaniem – uważa dr Lenda – jest połączenie tych dwóch podejść – obecność w mieście zarówno zieleni przy domach, jak i dużych terenów zielonych. W analizach trendów w czasie lockdownu pokazano jednak realny wpływ land sharingu na samopoczucie mieszkańców.
Nauka w Polsce, Ludwika Tomala
Redakcja strony