„Jak można pytać o to, czy pomagać ludziom, którzy uciekli z miejsca, gdzie w każdej chwili mogli zniknąć? Gdzie domy są bombardowane, dzieci porywane, mężczyźni wysyłani na front jak mięso armatnie? Uchodźcy z Syrii ratowali swoje życie i bezpieczeństwo. To społeczność honoru, która – przy dobrej woli i wystarczającej pomocy – może wzmocnić nasz rynek pracy” – takie wnioski wysnuwa ze swoich z badań prof. dr hab. Halina Grzymała-Moszczyńska z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
WKOŁO ŚMIERĆ I TERROR
To „zwykły” materiał badawczy. Notatki z wywiadów prowadzonych z udziałem uchodźców syryjskich w Turcji. Zapis trzeba przeanalizować, usystematyzować, zebrać w publikację naukową. Co kryje warsztat uczonego?
„Obawiałam się o bezpieczeństwo dzieci. Mąż w każdej chwili mógł być wzięty do wojska. Dzieci sąsiadów zostały porwane przez ekstremistów dla okupu, nie chciałabym, żeby to się przydarzyło moim. Ucieczka przed widokami ciał z obciętymi głowami, zmasakrowanych.” – mówi 48-letnia kobieta. „Lęk. Chciałabym, żeby dzieci miały lepszą przyszłość. Nie dało się żyć. Odcięty prąd. Wszyscy sąsiedzi wyjechali wcześniej” – opowiada 28-latka. „Bo ISIS (Islamic State of Iraq and Sham – PAP) nachodziło mój dom, bo w każdej chwili mój mąż mógł zniknąć. Był bombardowany dom, wkoło śmierć i terror.” – wspomina kobieta w wieku 31 lat.
Mężczyźni, obok tych samych przyczyn, wymieniają marzenie o życiu z godnością. „To może dać nam odpowiedź na pytania o korzystanie z przywilejów socjalnych w państwach, które udzielą uchodźcom pomocy. Dla nich godność na pewno nie oznacza oczekiwania na jałmużnę. Są to ludzie gotowi zacząć pracować i wnosić do naszej gospodarki swoje umiejętności. Tylko muszą dostać wsparcie adekwatne kulturowo” – uważa prof. Grzymała-Moszczyńska.
Czy również kobiety syryjskie są gotowe podjąć pracę? To wygląda różnie w zależności od sytuacji rodzinnej. Uczona przyznaje, że tradycyjnie rolą kobiety jest opieka nad dziećmi w wielodzietnych często rodzinach, jednak jest przekonana, że młode kobiety z pewnością są gotowe podjąć pracę.
Prof. Grzymała-Moszczyńska zajmuje się problematyką adaptacji emigrantów od 25 lat. Swoje ostatnie badania rozpoczęła w ubiegłym roku we współpracy z Uniwersytetem w Uppsali. Z jej obserwacji wynika, że mając problem cudzoziemców w swoim kraju Szwedzi są dużo bardziej otwarci na przyznawanie grantów na takie badania. Polka dołączyła do zespołu badawczego pracującego wśród uchodźców syryjskich w Turcji. Tytuł projektu brzmi: Religion and Health among Syrian Christian Refugees in Istanbul.
„Musimy pamiętać, że Turcja przyjęła dwa miliony uchodźców syryjskich. Na tle tego dywagacje, czy Polska może przyjąć dwa tysiące (ze wskazaniem, że raczej nie może) nie brzmią dobrze, brzmią dla nas deprecjonująco” – ocenia psycholog kulturowy. – „Czy można mówić o tym, że nie możemy pomóc ludziom, którzy – a mówię to w oparciu o swoje wywiady – uciekli dlatego, bo ich sąsiadom ISIS obcięło głowy? Albo prezydent, milicja lub organizacje działające w opozycji wymagały, by stawić się na froncie, walczyć i zginąć jak +mięso armatnie+?”
Za absurd i odwrócenie sytuacji profesor uważa nazywanie uchodźców najeźdźcami i nadawanie ofiarom roli agresorów.
Badania prowadzone były w sierpniu 2014 r. w grupie w Stambule, zostały oparte o wywiad i o adaptowane do wersji arabskojęzycznej narzędzia kwestionariuszowe. Kontynuowała je doktorantka Maria Kanal w mieście Iskanderun w pobliżu granicy syryjskiej, wśród rodzin uchodźców, którzy są muzułmanami.
NIE WOLNO POMAGAĆ JEDNYM PRZECIWKO DRUGIM
Profesor zwraca uwagę na mylne, jej zdaniem, przekonanie społeczne, że pomoc jesteśmy winni jedynie chrześcijanom.
„Ataki naprawdę są tak samo dotkliwe dla muzułmanów, nawet niekiedy dużo bardziej okrutne, bo oni są +swoi, ale niewystarczająco wierni+. Nie jest tak, że bomby spadają na domy chrześcijan, a omijają domy muzułmanów. Nie jest tak, że dla okupu będą porywane dzieci z rodzin chrześcijańskich, a pozostawiane w spokoju dzieci muzułmańskie. Muzułmanie są tak samo zagrożeni i moje badania bardzo dokładnie to potwierdziły. Te same problemy adaptacyjne, te same trudności dotykają obie grupy. Nie ma żadnych podstaw oprócz braku wiedzy, żeby mówić, że te grupy wymagają innego traktowania” – edukuje krakowska uczona.
Według niej, pomoc oznacza przede wszystkim edukowanie osób, które w przyszłości mają pracować z emigrantami. „W Poznaniu została przyjęta grupa 30 osób z Syrii. Mają być przyjęte kolejne grupy. Tymczasem brakuje nam ludzi w instytucjach państwowych, którzy wiedzą, jak się zająć uchodźcami i ich dziećmi. Najwięcej wsparcia uchodźcy w Polsce otrzymują od organizacji pozarzadowych” – zwraca uwagę.
Zdaniem prof. Grzymały-Moszczyńskiej, wiedza o wielokulturowości, w tym zasady pracy z dziećmi z innych kultur, muszą zostać wprowadzone do kształcenia nauczycieli, psychologów, pedagogów i pracowników socjalnych. Pomoc wymaga gruntownego doszkolenia obecnych i uczenia nowych osób, które wchodzą do zawodu.
Drugi nurt pomocy to edukacja społeczna. Uczona przypomina, jak przedstawiano społecznie osoby polskiego pochodzenia, które przyjeżdżały z Kazachstanu. Mówiło się o nich „Polacy z Kazachstanu”.
„Moje badania pokazały, że zrobiono tym ludziom straszną krzywdę takim przydomkiem. Nie byli to Polacy, ale ludzie polskiego pochodzenia w trzecim pokoleniu. Mówili językiem polskim z bardzo ciężkim rosyjskim akcentem, mieli inny od polskiego styl życia, pracy, nauki – taki, jaki był w Kazachstanie, w całym Związku Radzieckim. I kiedy pojawili się w Polsce, społeczeństwo było rozczarowane, że zamiast Polaków +jakieś ruskie przyjechały+. Ci ludzie zostali odrzuceni” – wspomina badaczka.
Wyjaśnia, że analogicznie jest w przypadku syryjskich chrześcijan, po których spodziewamy się dużego podobieństwa do nas. Tymczasem są to osoby mówiące po arabsku, uważające się za Arabów. Mogą być związani z Syryjskim Kościołem Ortodoksyjnym lubb innymi kościołami chrześcijańskimi. Wśród uchodźców mogą być też osoby, które powiedzą o sobie „Jestem muzułmaninem”.
„Syria jest mieszanką wyznaniową. Polakom chrześcijanie kojarzą się głównie z katolikami, mamy jako społeczeństwo bardzo małą wiedzę o innych religiach. Boję się odrzucenia tych ludzi wynikającego z ignorancji. Ci ludzie są przede wszystkim uchodźcami i pomagamy im, bo są w potwornej sytuacji bez względu na to, jaka jest ich religia, a nie pomagamy jednym przeciwko drugim, tego nie wolno robić” – puentuje uczona.
PAP – Nauka w Polsce, Karolina Olszewska
Redakcja strony