Początkujący popularyzator jest często bezkrytyczny wobec nauki. 10 lat temu powiedziałabym, że popularyzacja to synonim dobrego PR nauki. Dziś już wiem, że sama wdzięczność nauce nie wystarczy, bo nauka nie jest czarno-biała – popełnia błędy, o których trzeba uczciwie informować – powiedziała Marta Alicja Trzeciak, finalistka konkursu Popularyzator Nauki w kategorii Media.
Marta Alicja Trzeciak kończy właśnie pracę w centrum nauki Eksperyment w Gdyni, gdzie była odpowiedzialna za komunikację naukową. W rozmowie z PAP zdradza, że kolejnym miejscem pracy będzie portal demagog.pl. Jednocześnie nie rezygnuje ze współpracy z mediami, dla których do tej pory pisała teksty popularnonaukowe („Polityka”, Pulsar, Tygodnik Powszechny, Crazy Nauka).
Trzeciak ukończyła weterynarię i dziennikarstwo. Przyznaje, że na początku swojej drogi zawodowej myślała, że dobra popularyzacja nauki polega na „wypluwaniu faktów” i rezygnacji z emocji. Dziś już wie, że kluczem do uprawiania popularyzacji na dobrym poziomie jest zorientowanie się – z jakim odbiorcą ma do czynienia. Jeśli po jego stronie pojawiają się emocje, to nie można ich ignorować, tylko o nich rozmawiać.
„Kiedyś myślałam, że skoro nauka bazuje na faktach – to popularyzacja polega na wypluwaniu faktów i rezygnacji z emocji. Dziś wiem, że jeśli zignoruję emocje mojego odbiorcy, to suche fakty zostaną odebrane jak atak” – tłumaczy Trzeciak. I dodaje, że jest świadoma różnych etapów na ścieżce popularyzacji.
„Początkujący popularyzator jest często bezkrytyczny wobec nauki. 10 lat temu powiedziałabym, że popularyzacja to synonim dobrego PR nauki. Dziś już wiem, że sama wdzięczność nauce nie wystarczy, bo nauka nie jest czarno-biała – popełnia błędy, o których trzeba uczciwie informować” – powiedziała Marta Alicja Trzeciak.
Kontrowersyjne tematy są tym obszarem, z którym popularyzacja sobie jeszcze nie radzi – uważa Trzeciak. Jednocześnie, w uporaniu się z tą trudnością przeszkadza – jej zdaniem – dość powszechna praktyka przedstawiania popularyzacji w sposób „lekki, łatwy i przyjemny”.
„Popularyzacja cierpi na chorobę: łatwo, lekko i przyjemnie. Zamiana występów popularyzatorskich na scenie w coś w stylu sztuki cyrkowej – jest pokłosiem chęci wzmacniania sygnałów. Bardzo chcemy, żeby to, o czym mówimy – było atrakcyjne, żeby nikt nie czuł się znudzony. W przypadku nauki często kończy się tym, że wszyscy oczekują jakiegoś wybuchu na scenie. Często mamy do czynienia z przerostem formy nad treścią” – mówi Trzeciak.
Jednocześnie dodaje: „Nie chcę krytykować takiego podejścia, bo mamy z nim często do czynienia w centrach nauki, na piknikach naukowych lub w wykonaniu animatorów. Taka +guma do żucia dla mózgu+ też jest potrzebna. Czasami tylko brakuje zachowania proporcji, bo ucieka nam gdzieś merytoryka” – tłumaczy finalistka.
Marta Alicja Trzeciak wyraźnie zaznacza, że na wiele problemów dotyczących popularyzacji jeszcze nie znalazła rozwiązań, ale w ich szukaniu bardzo pomagają jej spotkania i rozmowy z innymi popularyzatorami. Niebezpieczne w popularyzacji – zdaniem Trzeciak – jest prezentowanie wyższościowej postawy – czyli demonstrowanie, że „popularyzator wie lepiej”.
Na pytanie czy jest różnica między dziennikarstwem naukowym a popularyzacja, odpowiada:
„Popularyzacja nauki jest bardzo pojemnym terminem, dlatego ciągle mamy problem z jego definicją. Dziennikarstwo naukowe jest tylko jednym ze sposobów popularyzacji” – tłumaczy.
Nauka w Polsce, Urszula Kaczorowska
uka/ ekr/
Redakcja strony