Niebezpieczne legendy miejskie – pogrom kielecki

O tym jak niebezpieczne są legendy miejskie przekonali się uczestnicy wydarzeń z 4 lipca 1946 r., do których doszło w Kielcach. Historia nazywa je „sprawą kielecką” lub „pogromem kieleckim”. W ich wyniku zginęło wielu ludzi, Żydów i Polaków. Wydawałoby się, że wojna już się skończyła i wszystko co było najgorsze jest za nimi. Tak jednak się nie stało.

Czym są legendy miejskie? Legendy miejskie to relacje z wydarzeń nieprawdziwych, które jednak mają znamiona prawdopodobieństwa i jako takie postrzegane są przez osoby je rozpowszechniające. Nazywane są także „pogłoską”, „plotką”, „sensacją”. Właśnie przez taką „plotkę” w 1946 r. tłum zamordował 42 Żydów, w tym kobiety i starców.

„Sprawę kielecką” opisał Dionizujusz Czubala (2005). Do dramatycznych zdarzeń doszło w dość mało znaczący sposób. Gospodarz z pobliskiej wsi przeprowadził się z rodziną do Kielc. Miał ośmioletniego syna Henryka, który tęsknił za swoimi rówieśnikami. Pewnego dnia zobaczył znajomego ze swojej wsi i wskoczył na jego wóz, gdy ten wracał do domu. Nie zawiadomił swoich rodziców. Wrócił dopiero po 3 dniach. W tym czasie rodzice szukali go po całym mieście. Już wcześniej pojawiły się doniesienia o znikaniu dzieci, o co byli podejrzewani Żydzi.

Chłopiec bał się gniewu ojca i kary, więc opowiedział, że porwali go Żydzi i zamknęli w piwnicy. Miał od nich uciec przez okno, a na miejscu został jeszcze jeden chłopiec. Ojciec poszedł z synem na milicję. Henryk wskazał na dom zamieszkały przez Żydów ocalałych z Holokaustu i Żyda Kałmana Singera, który miał go przetrzymywać wbrew woli. Prawdopodobnie był to jedyny Żyd jakiego chłopiec umiał wskazać, bo nosił zielony kapelusz.

Kamienica przy ul. Planty 7, miejsce pogromu Żydów w 1946 r., fot. Grzegorz Pietrzak (CC BY 2.5)

Kamienica przy ul. Planty 7, miejsce pogromu Żydów w 1946 r., fot. Grzegorz Pietrzak (CC BY 2.5)

Wieść rozeszła się szybko. Milicja weszła do domu, a pod domem zaczęli zbierać się mieszkańcy miasta. Singera aresztowano, a milicja zaczęła szukać piwnicy. Poszukiwania trwały długo, gdyż w tym domu nie było piwnicy. Tłum coraz bardziej zniecierpliwiony wtargnął do domu. Zaczęto grabić, bić i mordować Żydów. Wezwane wojsko i policja dołączyły do pogromu. Wkrótce włączyła się do niego 600-osobowa grupa robotników z Huty Ludwik. Pogrom trwał 6 godzin. Dopiero sprowadzone z Warszawy wojsko opanowało sytuację na ulicy Planty 7. Jednak nadal wyłapywano Żydów na ulicach i w pociągach. Zginęły 42 osoby, a wiele zostało rannych.

O spowodowanie pogromu zostało oskarżonych 12 osób, z czego 9 skazano na śmierć i stracono. Śledztwo trwało jeszcze kilka miesięcy wywołując popłoch wśród uczestników mordu. Ostatecznie winą obarczono opozycję antykomunistyczną i nie wracano do tego tematu.

Wokół pogromu zaczęły krążyć rozmaite opowieści, że tak naprawdę Żydzi zamordowali wiele polskich dzieci, a wejście do piwnicy było ukryte, natomiast władza komunistyczna opanowana przez Żydów stara się to zatuszować. Żydzi mieli sami sprowokować całe zajście strzelając do wojska i milicji. Miało zginąć 22 Polaków, jednak władze to ukryły. O pogrzebach rzeczywistych ofiar mówiono, że w trumnach są worki z piaskiem, a całe uroczystości wyreżyserowano.

Grób ofiar pogromu na kieleckim cmentarzu żydowskim

Grób ofiar pogromu na kieleckim cmentarzu żydowskim

Tablica z 1990 r. umieszczona na kamienicy przy ul. Planty 7, z inicjatywy Lecha Wałęsy przez Fundację Rodziny Nissenbaumów, fot. Halibutt, Ely1 (CC BY-SA 3.0)

Tablica z 1990 r. umieszczona na kamienicy przy ul. Planty 7, z inicjatywy Lecha Wałęsy przez Fundację Rodziny Nissenbaumów, fot. Halibutt, Ely1 (CC BY-SA 3.0)

Pin It

Komentowanie zakończone.