Zmiany, które dokonały się w latach 1788–1790, były znakomite. Zreformowano funkcjonowanie aparatu państwa, opodatkowano szlachtę i duchowieństwo, odsunięto szlachecką gołotę od wpływów politycznych i przyznano prawa miastom królewskim oraz mieszczaństwu. Tę piękną pracę wykonali posłowie i senatorowie – mówi PAP prof. Andrzej Chwalba, historyk z UJ.
Polska Agencja Prasowa: Jaki przełom dla Rzeczypospolitej przyniosło uchwalenie Konstytucji 3 maja?
Prof. Andrzej Chwalba: Niestety nie przyniosło żadnego, ponieważ konstytucja nie weszła w życie. W rok później Rzeczpospolitą zaatakowały armie rosyjskie. Rosja zwyciężyła, a wraz z nią targowiczanie, przeciwnicy konstytucji.
Niemniej jest cennym dokumentem, świadczącym o zmyśle reformatorskim i stanie świadomości politycznej polskich elit oświeceniowych, a także o stopniu ich determinacji w dążeniu do wyznaczonego celu.
PAP: Gdyby rosyjska interwencja w 1792 r. nie doszła do skutku, to czy wówczas Konstytucja mogłaby przynieść przełom?
Prof. Andrzej Chwalba: Z pewnością. Ale interwencja musiała nastąpić, nawet gdyby nie było targowiczan. Przyjęcie konstytucji oznaczało bowiem zerwanie pępowiny łączącej Rzeczpospolitą z Rosją. Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat znów byliśmy niepodległym bytem. Rosja kierowana przez Katarzynę II nie mogła sobie pozwolić na wyjście Rzeczypospolitej z rosyjskiej strefy wpływów. Uchwalenie konstytucji odczytano nad Newą jako polską prowokację i upokorzenie dumnej Rosji.
Rosja dokonując interwencji, bynajmniej nie argumentowała zagrożeniem jej imperialnych interesów, ale koniecznością przeciwstawienia się rewolucyjnej zarazie, która dotarła nad Wisłę. Czyli Rosja kreowała się na obrońcę dotychczasowego ładu i monarchicznego porządku. Pamiętajmy, że trwała rewolucja we Francji, niepokoje o rewolucyjnym charakterze trwały też na terenie dzisiejszej Belgii, Holandii i niektórych państw niemieckich. Dlatego m.in. interwencja Rosji nie wywołała niepokoju z monarchicznej Europie, a przeciwnie – satysfakcję. Taka postawa m.in. miała wpływ na kolejne rozbiory Polski.
PAP: Pierwszy rozbiór Polski był karą za próbę wprowadzania przez króla reform bez aprobaty ze strony Rosji. Dlaczego, mając świadomość uzależnienia od Rosji, w ogóle podjęto kolejne próby reformy państwa?
Prof. Andrzej Chwalba: Stanisław August Poniatowski wstępując na tron w 1764 r., zdawał sobie sprawę z tego, że Rzeczpospolita pozbawiona sprawnego aparatu państwa i armii jest igraszką w rękach zaborczych sąsiadów. Aby móc ją ratować, postanowił podjąć dzieło reform, powstrzymane jednak przez konfederację barską i pierwszy rozbiór. Poniatowski sądził, że w zamian za uzależnienie Polski Rosja będzie rozpościerała nad nią parasol ochronny i nie dopuści agresywnych Hohenzollernów i Habsburgów do rozbiorów. Był to rodzaj kontraktu – Rzeczpospolita istnieje w dotychczasowych granicach, ale jest pozbawiona pełnej niepodległości. Trochę to przypomina relacje między seniorem (Katarzyna) a wasalem (Stanisław August). Ale nadszedł rok 1787, kiedy to w Kaniowie król uzyskał od imperatorowej zgodę na wzmocnienie armii i państwa. Dzięki temu prace mógł rozpocząć Sejm, który przeszedł do historii pod nazwa Wielkiego lub Czteroletniego.
Polscy reformatorzy, wbrew opinii króla, przeforsowali sojusz z Prusami, który miał gwarantować szersze reformy państwa i być skierowany przeciwko Rosji. Sojusz zawarto w 1790 r., ale był nic niewarty. Prusy były przecież najbardziej agresywnym spośród sąsiadów i wiadomo było, że nas oszukają. To tak, jakby wpuścić lisa do kurnika, aby pilnował kur. Kiedy uchwaliliśmy konstytucję, Prusy stwierdziły, że sojusz już nie obowiązuje, i zostaliśmy sami. W 1790 r. po polskiej stronie zabrakło doświadczenia politycznego i politycznej wyobraźni.
PAP: Polacy przygotowali jednak bardzo rewolucyjny dokument…
Prof. Andrzej Chwalba: Zmiany, które dokonały się w latach 1788–1790, były znakomite. Zreformowano funkcjonowanie aparatu państwa, opodatkowano szlachtę i duchowieństwo, odsunięto szlachecką gołotę od wpływów politycznych i przyznano prawa miastom królewskim oraz mieszczaństwu. Tę piękną pracę wykonali posłowie i senatorowie. Od czasu Sejmu Czteroletniego Rzeczpospolita była już innym państwem niż jeszcze w latach osiemdziesiątych. Rosja nie protestowała, gdyż dalej Rzeczpospolita była od niej zależna. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Król pracował wraz z przyjaciółmi nad konstytucją. W konspiracji. Uważał jednak, że należy z jej uchwaleniem poczekać na bardziej dogodny moment, że nie można teraz prowokować Katarzyny, bo ona nam tego daruje. Poniatowski jednak został, zresztą nie po raz pierwszy, przegłosowany.
PAP: Poniatowski był zapobiegawczy?
Prof. Andrzej Chwalba: Cenię jego wizję i talent polityczny. To był tak naprawdę jeden z lepszych królów polskich, jeśli chodzi o wyobraźnię polityczną. Natomiast brakowało mu stanowczości i uporu. Powinien, jak rasowy polityk, uderzyć pięścią w stół i powiedzieć: panowie, nie możemy ryzykować! Ale polskich reformatorów, na tej europejskiej fali rewolucyjnej poniosły emocje i zaproponowali przyjęcie lekarstwa dla chorej Rzeczypospolitej, czyli konstytucję, które w istocie ją zabiło. Uwierzyli, że mogą więcej, niż powinni. Gdy policzyli liczbę zwolenników konstytucji wśród senatorów i posłów, to przecież okazało się, że jest ich raptem dwadzieścia kilka procent. Zatem z góry zakładano, że to będzie nie tylko rewolucja przeciwko Rosji, lecz i przeciwko sarmackiej oraz magnackiej, antykonstytucyjnej Polsce.
PAP: Dlaczego właśnie to Polska była w stanie taki dokument przygotować?
Prof. Andrzej Chwalba: Inne kraje Europy były monarchiami absolutnymi, a absolutyzm i konstytucja to dwa byty wzajemnie się wykluczające. Tylko Rzeczpospolita i Anglia mogły taki akt przyjąć, ponieważ nie kolidowałoby to z charakterem ich państw. To właśnie dlatego byliśmy pierwszymi w Europie. Gdyby jednak Polska była monarchią absolutną, to co prawda nie mielibyśmy wówczas konstytucji, ale dalej byśmy się zapewne cieszyli z niepodległości.
PAP: Skąd czerpano inspiracje w trakcie prac nad Konstytucją?
Prof. Andrzej Chwalba: Była ona wynikiem lektury pism zachodnich myślicieli, szczególnie brytyjskich. Warto podkreślić, że Stanisław August znał znakomicie angielski, ale także wiele innych języków, czym się zresztą wyróżniał. Mógł zatem czytać w oryginale prace m.in. Johna Locke’a. To właśnie ślady tego myślenia o parlamentaryzmie widać w Konstytucji 3 maja, ale podobnie myśleli także Hugo Kołłątaj czy Ignacy Potocki. Silny był też wpływ myślicieli francuskich, ale i tradycji polskiego parlamentaryzmu.
Mimo tej innowacyjności Konstytucja 3 maja nie jest bliżej znana na świecie, a wzorcem dla Europy w XIX w. stała się konstytucja belgijska. Natomiast warto pamiętać, że w podręcznikach do wychowania obywatelskiego w państwach europejskich pojawia się nazwisko Hugona Kołłątaja i przy tej okazji wspomina się o naszej konstytucji.
PAP: Dlaczego akurat Kołłątaja?
Prof. Andrzej Chwalba: Kołłątaj jest uważany za pierwszego myśliciela świata, który zaproponował odpowiedzialność rządu przed parlamentem, aczkolwiek w praktyce brytyjskiego parlamentaryzmu do takich sytuacji dochodziło. W wypadku Rzeczypospolitej Straż Praw, czyli inaczej rząd, odpowiada przed sejmem na mocy konstytucji.
PAP: Na ile zatem Konstytucja 3 maja była nowatorska, jak na realia swojego czasu?
Prof. Andrzej Chwalba: Konstytucja reformowała państwo szlacheckie, ale go nie burzyła, nie kwestionowała też pozycji polskiej klasy politycznej, czyli szlachty i wyższego duchowieństwa. Nie była konstytucją, która wprowadzała równość wszystkich wobec prawa, nie likwidowała poddaństwa, ponieważ w ówczesnych realiach to było niemożliwe. Możemy powiedzieć, że zmieniała tylko to, co można było zmienić, czyli usprawniała pracę sejmu, likwidując „liberum veto”, stworzyła Straż Praw, zlikwidowała wolne elekcje, wprowadziła pojęcie narodu. Natomiast jej słabą stroną była skromna obecność spraw społecznych, zwłaszcza chłopskich. Do tych spraw chciano powrócić, przygotowując tzw. konstytucję moralną.
PAP: I zmieniła także charakter monarchii – z elekcyjnej na dziedziczną…
Prof. Andrzej Chwalba: Wolna elekcja była jednym z powodów nieszczęścia Rzeczypospolitej, w tym korupcji i demoralizacji szlachty. Dlatego wprowadzono dziedziczność tronu. Ale król nie miał legalnego potomstwa. Po jego śmierci władzę, jako dziedziczni królowie, mieli przejąć sascy Wettynowie.
Lecz reformatorzy nie zapytali elektora saskiego Fryderyka Augusta o zdanie, czy byłby koroną polską w ogóle zainteresowany. Już po przyjęciu konstytucji – odmówił. Zapewne wiedział, że przyjęcie korony oznacza konflikt z Rosją. Działał w sposób zrównoważony i myślał o realiach europejskich, bez euforii i emocji. W tej sytuacji król zaczął rozważać możliwość ożenku swojego bratanka, czyli księcia Józefa Poniatowskiego, z Wettynką. Był to jednak projekt, który nie wszedł w życie, bo państwo upadło, a poza tym należałoby zmienić konstytucję, gdyż już w tym tak ważnym punkcie od początku była nierealna.
PAP: Konstytucja 3 maja była ważnym dokumentem, o czym pan profesor w trakcie rozmowy wspominał. Jaką zatem rolę w pamięci zbiorowej ona odgrywa?
Prof. Andrzej Chwalba: Chociaż przyjęcie konstytucji odbyło się w warunkach zamachu rewolucyjnego, a konstytucja od samego początku miała wielu przeciwników, to dokument ten został przygotowany z dużą wyobraźnią prawną i polityczną. Może być zatem powodem do dumy z tego, że w czasach stanisławowskich pojawiły się elity reformatorskie, które poważnie potraktowały interes Rzeczypospolitej jako całości i wykazały się mądrością obywatelską.
Byliśmy jednak przegranymi – bo utraciliśmy własne państwo – a przegrani szukają zawsze jakiegoś pocieszenia. W dobie rozbiorów pocieszaliśmy się, że co prawda nie mamy państwa, ale przynajmniej wspominamy Konstytucję 3 maja jako dokument odważny i mądry. W XIX w. była szanowana i stała się powodem do chwały.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1919 r. ustanowiono 3 maja świętem narodowym. Wiosenny czas odrodzenia przyrody sprawia, że chce się świętować. Świętujmy zatem rocznicę uchwalania konstytucji, bo jest ona ważnym tekstem świadczącym o naszym poszanowaniu wolności i dążeniu do suwerenności, nawet za wszelką cenę. Stanowi świadectwo tego, że chcieliśmy być krajem w pełni suwerennym i wolnym, a nie pół-niepodległym. Wielokrotnie w swojej historii Polacy odrzucali pół-niepodległość, łącznie z czasami komunistycznymi. Jest to zatem tradycja, która sięga do Konstytucji 3 maja, która jest łącznikiem między współczesnością a historią sprzed 230 lat.
https://dzieje.pl/
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /
Redakcja strony