Planowane budżety uczelni opierały się na założeniu, że mamy porównywalną sytuacją rok do roku. Ale koszty funkcjonowania zmieniły się nie o kilka procent, tylko o kilkadziesiąt, a nawet kilkaset procent. Dlatego ich sytuacja ekonomiczna wymaga najszybszego reagowania – powiedział PAP prof. Marcin Pałys.
PAP: Jaki będzie rozpoczęty w październiku rok akademicki?
Prof. Marcin Pałys, przewodniczący Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, rektor UW w latach 2012-2020: Przede wszystkim będzie pełen pytań, na które trzeba będzie znaleźć niestandardowe odpowiedzi. Mamy pogarszania się sytuacji ekonomicznej, wzrost cen, wojnę na Ukrainie. To czynniki, które powodują niestabilność. Dlatego trzeba będzie szybko reagować na zmieniające się otoczenie i znajdować rozwiązania dla problemów, z którymi wcześniej nie mieliśmy do czynienia, albo które od wielu lat nie występowały w naszym systemie.
PAP: O jakich rozwiązaniach pan mówi? Czy RGNiSW ma sugestie, jak te problemy rozwiązywać?
M.P: RGNiSW trudno jest mówić o szczegółowych rozwiązaniach, ale można wskazać fundamentalne kierunki. Po pierwsze kluczowa jest elastyczność i szybkość w reagowaniu na zmiany, a to oznacza elastyczne podejście do procedur administracyjnych i formalnych, które były projektowane w czasach stabilności, kiedy czas nie odgrywał aż tak znaczącej roli.
Druga kwestia to oddziaływanie zmian sytuacji geopolitycznej na badania naukowe. Przykładem może być wpływ wojny na postrzeganie wartości akademickich. Uważamy, że fundamentalnymi wartościami akademickimi są autonomia instytucjonalna, wolność badań, poszukiwanie prawdy, otwartość, niezależność, bezstronność w obserwacji otaczającego nas świata. Bardzo ważne są też solidarność i szacunek dla różnych poglądów. Natomiast w sytuacji wojny może dochodzić do kolizji norm, które trzeba będzie rozstrzygać rozumnie, tak aby rezultaty nie zaprzeczały sensowi wartości akademickich.
PAP: Która z wymienionych przez pana sytuacji wymaga najszybszego reagowania?
M.P: To sytuacja ekonomiczna uczelni. Planowane budżety opierały się na założeniu, że mamy porównywalną sytuacją rok do roku. Tymczasem koszty funkcjonowania zmieniły się nie o kilka procent, tylko o kilkadziesiąt, a nawet kilkaset procent. Mowa o energii elektrycznej, zakupie aparatury, odczynników i generalnie towarów i usług. Drugi poważny problem to wynagrodzenia na uczelniach, które od kilku lat praktycznie nie zmieniły się w znaczący sposób. Wiemy o podwyżce wynagrodzeń na uczelniach o 4,4 proc. od października, ale wiemy, że poza akademią rosną one dużo szybciej, dlatego już rozpoczął się odpływ utalentowanych osób.
PAP: Premier Mateusz Morawiecki poinformował w ubiegłym tygodniu o nowej taryfie i maksymalnych cenach prądu dla MŚP, samorządów i podmiotów wrażliwych. Wyniesie ona 785 zł za MWh i będzie obowiązywała w przyszłym roku (PAP rozmawiała z prof. Pałysem w czwartek, w piątek rząd przyjął ten projekt – przyp. PAP). Czy takie rozwiązanie zadowala uczelnie?
M.P: To bardzo potrzebny mechanizm, który jednak trzeba zamienić na przepisy. Nie ma jeszcze konkretnych aktów prawnych, a zakupy wymagają np. procedur przetargowych, które trwają tygodniami. Liczy się czas – już w tej chwili rosną opłaty oraz ceny usług. Tak więc to bardzo ważny krok, aby ograniczyć wzrost kosztu energii, ale te ograniczone koszty energii i tak będą znacznie wyższe od wcześniejszych, ujętych w planach finansowych. Tak czy inaczej oznacza to bardzo znaczący wzrost wydatków uczelni i instytutów, natomiast zaproponowane rozwiązanie usunie ryzyko niekontrolowanego wzrostu kosztów.
PAP: We wrześniowej wypowiedzi dla portalu Science Business powiedział pan, że wolność akademicka w Polsce jest w dość dobrym stanie, ale niestabilna w dłuższej perspektywie. Co miał pan na myśli?
M.P.: Przez ostatnie lata i obecnie, kiedy dyskutujemy na przykład o kierunkach badań naukowych, o finansowaniu, o programach grantowych, o podejmowaniu decyzji jakie granty są przyznawane, w jakiej wysokości, jakim osobom i instytucjom, przeważa przekonanie, że te decyzje mają przede wszystkim merytoryczny charakter. Ale jednocześnie zmiany w przepisach dotyczących nauki i szkolnictwa wyższego, oraz zapowiadane w mediach plany dalszych zmian, idą w stronę wzmacniania roli ministra, przede wszystkim przy decyzjach dotyczących finansowania, oraz osłabiania gremiów przedstawicielskich. Jest to ilustracją przekonania, że gdyby przedstawiciele władz mieli większy wpływ na to, kto dostaje pieniądze i na co, to byłoby lepiej.
Obawa, którą wyrażałem w tamtym wywiadzie i ciągle wyrażam jest taka, że władze państwowe i polityczne nie kontestują autonomii uczelni, jako fundamentu dla polityki w obszarze nauki i kształcenia w Polsce, ale konkretne działania tę autonomię poddają presji.
Jest ostatnio taka moda, że przedstawiciele władz państwowych na różnych uroczystościach pojawiają się z różnego rodzaju czekami wydrukowanymi na dużych kartonowych planszach. Trudno do końca być przekonanym, że te plansze nie są powiązane z jakimiś oczekiwaniami dotyczącymi wyrażania poglądów na tematy kierunków polityki, sposobów jej realizacji itd., generalnie – z zachęcaniem do klientyzmu. Pokusa wiązania wsparcia finansowego z samoograniczaniem autonomicznych głosów uczelni wydaje mi się, że jest odczuwana w całym środowisku akademickim. Przydałaby się bardzo duża przejrzystość w informowaniu o tym, jakimi kryteriami kierowano się przy rozdawaniu takich czeków i w jaki sposób się one wpisują w ogólną strategię rozwoju nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce.
PAP: W środę w Puławach prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział: „(…) Czasem mam takie wrażenie, że w latach, kiedy studiowałem – a to naprawdę już bardzo odległe lata – ’67-’71, czyli już przeszło pół wieku temu, (…) że wtedy – w pewnym sensie, bo oczywiście wtedy był komunizm, ale w pewnym sensie – tej wolności, tego poczucia swobody było więcej, niż dziś, mimo że był to okres marca 1968 r. i okres pomarcowy – taki smutny okres na uczelniach.” Co Pan na to?
M.P.: Najlepszą wiedzę na temat wolności w uczelni mają osoby wewnątrz uczelni. Im znacznie łatwiej dostrzec, co jest rzeczywistością, co obiegowymi opiniami, a co indywidualnymi przekonaniami pojedynczych osób.
Dla mnie przykładem, który pokazuje jak działalność akademicka poddawana jest kontroli polityków, jest powołanie Akademii Kopernikańskiej, wbrew jednoznacznie negatywnej opinii polskiego środowiska naukowego. Powstała instytucja wsobna i zamknięta, spleciona z władzami politycznymi, dysponująca pieniędzmi, które mają być przyznawane w formie grantów i stypendiów, ale bez obowiązku transparentności.
W takim systemie łatwo powstają patologie. Dlaczego tego typu rozwiązania są forsowane w sytuacji, kiedy jednocześnie uczelniom tłumaczy się, że powinno być zupełnie inaczej – to jest zaskakujące. W dokumencie „Polityka naukowa państwa”, przyjętym w tym roku przez rząd, jest wyraźnie zapisana konieczność przestrzeganiu najlepszych reguł i transparentności w procesie rozpatrywania wniosków grantowych, o właściwym doborze recenzentów. Wydawałoby się, że po przyjęciu takiego dokumentu powinniśmy widzieć też realizację jego treści w praktyce. Działania idą jednak w innym kierunku – pytanie: dlaczego?
PAP: A co dalej z kształtem ewaluacji jakości działalności naukowej? Resort nauki wielokrotnie informował, że planowane są w tym zakresie zmiany. Czy RGNiSW współpracuje w tym zakresie z MEiN?
M.P.: Żeby można było dyskutować o zmianach kształtu ewaluacji, trzeba przede wszystkim mieć dostęp do danych i rezultatów zakończonych działań ewaluacyjnych. Te dane nie zostały upublicznione. Potrzebna jest informacja o tym, jakie punkty zostały przypisane we wszystkich kryteriach, jaka była liczba N związana z tymi osiągnięciami itd. Dopiero analiza tych danych umożliwia stwierdzenie, czy wskaźniki mogły być sztucznie zaniżane lub zawyżane przez niektóre uczelnie, jaka mogła być skala tego zjawiska i co można zrobić, aby tak nie zdarzało się w przyszłości.
Takie dane nie są ogólnie dostępne, dlatego dyskusja publiczna toczy się głównie dookoła tego, co ktoś powiedział na temat ewaluacji. Dopiero wiedząc jak zadziałał mechanizm można zastanawiać się, jak go ulepszyć. To zresztą też jest napisane w „Polityce naukowej państwa”, o której już była mowa: polityki publiczne powinny być „evidence based” – oparte na faktach i danych, a nie na innych przesłankach. Ostateczne decyzje ewaluacyjne wydaje minister i powinien opierać je na twardych danych, a ewentualne odstępstwa powinny być ograniczone do szczególnych przypadków – takich, kiedy ważne okoliczności nie zostały wzięte pod uwagę w systemie ewaluacyjnym i wymagają takiej interwencji.
PAP: Teraz nie możemy tego stwierdzić, bo nie mamy dostępu do danych?
M.P: Właśnie. RGNiSW dostała te dane bardzo niedawno tylko i wyłącznie do użytku wewnętrznego. Uważam, że ta informacja powinna być dostępna dla innych gremiów przedstawicielskich – KRASP, Rady Głównej Instytutów Badawczych czy PAN. To są wszystko informacje bardzo ważne dla strategicznego myślenia nad rozwojem systemu nauki i szkolnictwa wyższego i dla zarządzania nim. Będę zachęcał kierownictwo MEiN do ich udostępnienia. Minister Czarnek zapowiadał niedawno w Poznaniu, że jest zwolennikiem pełnej przejrzystości w tym zakresie. Bardzo mnie to cieszy.(PAP)
Rozmawiał Szymon Zdziebłowski
Autor: Szymon Zdziebłowski
szz/ mir/
Redakcja strony