O życiu Simony Kossak, która konsekwentnie zasypywała przepaść między człowiekiem a naturą, opowiada dokument „Simona” Natalii Korynckiej-Gruz. Fascynujący, pełen tajemnic świat przyrody przybliża również film „Serce dębu” Laurenta Charbonniera i Michela Seydoux. Oba obrazy można już oglądać w kinach.
Losy biolożki, popularyzatorki wiedzy o przyrodzie, wnuczki Wojciecha Kossaka Simony Kossak – która wyjechała z rodzinnego Krakowa, by stworzyć dom w Puszczy Białowieskiej – inspirowały już twórców literackich i teatralnych. Wciąż jednak nie była postacią obecną w powszechnej świadomości. Teraz bohaterkę tę ukazuje Natalia Koryncka-Gruz w filmie dokumentalnym „Simona”, który od paru dni można oglądać w kinach. „Poza okresem, kiedy Simona nagrywała gawędy dla Radia Białystok, które były bardzo popularne na Podlasiu i w Trójmieście, niewiele o niej słyszeliśmy. A szkoda, bo +Saga Puszczy Białowieskiej+, którą napisała, jest wspaniałą książką. Od wielu lat mogliśmy do niej sięgać także edukacyjnie. Nie wiem, dlaczego tak się nie działo. Rzeczywiście, to był jeden z powodów, dla których postanowiłam zrealizować ten dokument. Uznałam, że film łatwiej dotrze do odbiorcy niż książki czy gawędy” – wspomniała reżyserka w rozmowie z PAP.
W filmie po życiu Simony oprowadza nas jej cioteczna wnuczka Ida Matysek, która na co dzień mieszka w Finlandii. Dziewczyna razem z widzami poznaje różne fakty z życia swojej krewnej. Oprócz historii rodzinnej Koryncka-Gruz sporo miejsca poświęca zwierzętom, którymi opiekowała się Simona. A były wśród nich sarny, dzik, kruk i ryś. „Od początku wiedziałam, że chcę opowiedzieć o Simonie głównie poprzez zwierzęta i relacje rodzinne. Kiedy pojechałam na dokumentację do siostrzenicy i wychowanicy Simony Joanny Kossak, która mieszka pod Białowieżą w analogicznej leśniczówce, dowiedziałam się, że spadkobierczynią testamentu została Ida Matysek, czyli córka Joanny. Uznałam, że to ona powinna być naszą przewodniczką po świecie Simony. To było w trakcie pandemii, więc niełatwo było zorganizować przyjazd Idy do Polski. Na szczęście udało się. W międzyczasie gromadziłam archiwa. Dotarłam do wspaniałych zdjęć autorstwa partnera Simony Lecha Wilczka, które ukazują ją z dzikimi zwierzętami. Dzięki uprzejmości archiwum Radia Białystok odsłuchałam 1,8 tys. gawęd. Selekcja materiału była trudna, ale kiedy porównałam z filmem scenariusz napisany przed rozpoczęciem zdjęć, spostrzegłam, że jest on właściwie analogiczny do tego, co widać na ekranie” – powiedziała reżyserka.
Według niej Simona Kossak to bohaterka unikalna. „Przede wszystkim była osobą, która miała ideę. O coś jej w życiu chodziło. Nie skupiała się na swoich problemach wewnętrznych. Chciała zmienić coś w świecie na lepsze i w tym sensie była wyjątkowa, ponieważ robiła to z wielką determinacją. Wierzyła, że nawet jeśli to nie ona zmieni świat, trzeba iść ku dobremu, robić swoje. Ta krucha, niewysoka kobieta duchowo była gigantem. Jej przesłanie, że należy szanować istoty, które żyją wokół nas, uświadomić sobie, że jesteśmy współlokatorami na Ziemi, zostawić dziką, wolną przyrodę, jej chęć zasypania przepaści między człowiekiem a przyrodą – całe życie poświęciła, żeby uświadomić ludziom te kwestie. Wykonała wspaniałą pracę edukacyjną także na rzecz swoich studentów. Teraz widzimy, że przyroda ginie i że jest to dla nas niedobre. Ona mówiła to 40 lat temu” – zwróciła uwagę twórczyni.
Koryncka-Gruz przyznała, że życie Simony w otoczeniu natury i zwierząt, w miejscu, gdzie nie było prądu i wody, budziło u ludzi różne emocje. „Właściwie każdy widział ją inaczej. Zresztą słuchając tych historii, nauczyłam się, że one są nie tylko o Simonie, ale też o osobach, które się nimi ze mną dzieliły. Kiedy ktoś opowiada o niej, w pewnym sensie mówi o sobie. To było bardzo pouczające. Rzeczywiście Simona była osobą, która zachowywała się w sposób wolny. Żyła na własnych zasadach, co w żadnej społeczności nie jest mile widziane. Ludzie wolą, gdy osobnik wtapia się w społeczność i posłusznie wykonuje to, co inni. Kiedy ktoś jest zupełnie niezależny, zawsze budzi to pewien rodzaj krytyki. Tutaj również znaleźli się ludzie, którym nie podobało się jej zachowanie i to, że mówi szczerze, co myśli” – stwierdziła.
Dodała, że choć Simona Kossak urodziła się w 1943 r., a od jej śmierci minęło już 15 lat, jest ona „postacią szalenie współczesną przez to, co mówiła, jak mówiła, jak żyła”. „Także ze względu na treści, które próbowała nam przekazać. Podczas realizacji filmu miałam wrażenie, że ona jest cały czas obecna. Cieszę się, że widzowie tak żywo reagują na ten film i w dyskusjach po projekcjach mówią, jak potrzebna jest im taka bohaterka. Bardzo serdecznie zapraszam do kin, bo ten film przemawia też dźwiękami puszczy. Na wielkim ekranie to jest zupełnie inne przeżycie niż na ekranie komputera” – podsumowała reżyserka.
Od piątku w kinach można oglądać również dokument „Serce dębu” Laurenta Charbonniera i Michela Seydoux. Obraz, prezentowany premierowo w lutym br. podczas festiwalu w Berlinie, jest pozbawioną komentarza, wypełnioną wyłącznie muzyką i odgłosami natury opowieścią o dębie i jego mieszkańcach – mrówkach, wiewiórkach, sowach, sójkach, myszach, ryjkowcach – na tle zmieniających się pór roku. Jak wspomnieli twórcy w rozmowie z dyrektorem artystycznym Berlinale Carlo Chatrianem w cyklu „Berlinale Meets…”, spotkali się w 2017 r. i choć Charbonnier był już uznanym reżyserem, a Seydoux producentem i biznesmenem – szybko nawiązali nić porozumienia. „Ten film wziął się z dzieciństwa, z podobnych emocji, które przeżywaliśmy, nie znając się jeszcze, ale mieszkając w tym samym regionie. Wziął się z wyczuwania tych samych zapachów, obserwacji tych samych ptaków, z tych samych odczuć, jakie towarzyszyły nam, kiedy oglądaliśmy zachody słońca. Połączyły nas proste emocje. Dzięki nim trzymaliśmy się razem przez pięć lat pracy nad filmem” – podkreślił Seydoux.
Reżyserzy zaznaczyli, że celem ich dokumentu nie było wzbudzenie w widzach poczucia winy, że nie wiedzą zbyt wiele o otaczającej nas przyrodzie, ale raczej zachęcenie ich do bycia uważnymi obserwatorami i spacerów po lesie. „Wszyscy dziś potrzebujemy przyrody. Lockdown we Francji był bardzo restrykcyjny. Laurent, którego dom znajduje się kilkaset metrów od filmowego drzewa, mógł oglądać je codziennie. Las nigdy nie był tak cichy jak wtedy. Nie było przelatujących samolotów, pił łańcuchowych tnących drzewa ani hałaśliwych psów biegających za zwierzętami. Mogliśmy zanurzyć się w ciszy, dzięki czemu powstały bardzo wzruszające sceny. Pandemia dodała naszemu filmowi emocji, a lasowi – czystości” – zwrócił uwagę Seydoux.
Według twórców „Serce dębu” to historia zrealizowana z myślą o jak najszerszej widowni. „Zazwyczaj gdy idziemy na spacer do któregoś z pięknych, pobliskich lasów, widzimy, że to dziadkowie zabierają dzieci. Rodzice mają w weekend inne zajęcia. Taki był właśnie pomysł, żeby wziąć dziecko za rękę, żeby mu opowiedzieć, czego dowiedziałem się o naturze. Chodziło o dzielenie się ważnymi momentami z naszego dzieciństwa, kiedy przyroda była inna niż obecnie. To nie jest krytyka, ale po prostu fakt. Sądzę, że spacerowanie z rodzicami, dziadkami zapewnia wspaniałe, emocjonujące chwile. Chcieliśmy zaproponować widzom trwającą 1 godz. 20 minut podróż przez las, który nie jest wyimaginowany” – wyjaśnił Seydoux.
Dystrybutorem „Simony” jest Against Gravity. Za dystrybucję „Serca dębu” odpowiada Best Film, a część środków z biletów wesprze akcję sadzenia lasu. (PAP)
autorka: Daria Porycka
dap/ skp/
Redakcja strony