Warszawski antropolog o… pochówkach wampirów

Brunatne zęby, różowy mocz, nadwrażliwość na światło, pobudzenie i rozdrażnienie, a nawet wstręt przed czosnkiem – to nie opis wampira, ale… osoby chorej na porfirię. W nowej popularnonaukowej książce o wampirach w Polsce wieków średnich antropolog fizyczny z Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie, dr Łukasz Maurycy Stanaszek rozprawia się z mitem na ten tajemniczy temat.

„Chciałem stworzyć swoisty przewodnik dla wszystkich archeologów i sympatyków archeologii, pokazujący sposoby właściwej identyfikacji pochówków +wampirów+” – pisze autor we wstępie do swojej książki „Wampiry w średniowiecznej Polsce”.

Na kartach publikacji zapisano chyba baśnie dla dzieci – takie było moje skojarzenie, gdy po raz pierwszy wziąłem książkę do ręki. Świadczy o tym charakterystyczny, elementarzowy format, przyjemna w dotyku twarda okładka, ale o fakturze tkaniny. Wewnątrz kilkanaście ilustracji wykonanych w technice drzeworytu. Ale całość dość mroczna. Po dokładniejszym przyjrzeniu się na okładce widzimy czaszkę przebitą długim gwoździem. Ryciny też są ponure – utrzymane, jak cała książka, w kolorze intensywnej czerwieni, ukazują postaci wyimaginowanych upiorów i nieszczęśników poddawanych po śmierci zabiegom, określanym w książce jako „antywampiryczne” – w różnych przerażających formach, np. odrąbania łopatą głowy. Nie, to z pewnością nie jest książka dla najmłodszych – trzymajmy ją od nich z daleka.

Książka w lekki sposób podejmuje temat „obecności” wampirów na terenach Polski w okresie średniowiecza. Lekki nie oznacza trywialny. Autor na podstawie dostępnych źródeł pisanych i archeologicznych wprowadza nas w fenomen wampiryzmu.

Na czym zjawisko polegało? Gdy w okolicy działo się coś złego – np. tajemnicze, nagłe zgony, zaraza albo nawiedzanie rodziny przez zmarłego, szukano powodu. Bywało, że wskazywano winnego – w postaci domniemanego wampira lub inaczej nazywanej postaci, która miała być za to odpowiedzialna. W poszukiwaniu potwora bywało, że „badano groby”. Zmarły stawał się podejrzanym w momencie, gdy jego ciało nie ulegało szybkiemu rozkładowi lub nosiło inne niepokojące cechy, m.in. w postaci obgryzionych rąk. Teraz należało przedsięwziąć konkretne środki, mające na celu unieszkodliwienie strzygi. Dr Stanaszek dokładnie je opisuje – technik było sporo, począwszy od odrąbania głowy, a skończywszy na odwróceniu zmarłego na brzuch, „by ziemię żarł”. Co ciekawe, z dawnych kronik wynika, że zarazy lub inne niepokojące zjawiska po takiej, w naszym pojmowaniu, profanacji zwłok, mijały. Oczywiście, jako groby wampirów najchętniej typowano te, w których spoczywały osoby, które za życia były z wielu względów charakterystyczne – wyglądały lub zachowywały się inaczej.

Wiara w wampiry wynikała z niewiedzy i zabobonów – konkluduje badacz. Za krwiożerczego stwora mogła zostać uznana jeszcze za życia osoba chora na nieznaną przypadłość, zachowująca się lub wyglądająca inaczej od reszty społeczności.

W średniowiecznej Polsce doszło do wielu przemian – w tym natury religijnej. Mimo że wiara w strzygi, upiory czy wampiry (w tomie wszystkie określane tym ostatnim terminem) ma głębokie korzenie w plemiennej Polsce przedchrześcijańskiej, to przekonanie o ich istnieniu przetrwało aż do XIX w. – dowodzi autor. Na poparcie swej tezy przytacza przypadki unicestwiania wampirów nawet w XVII w. nie przez gawiedź, ale przez księży. „Na tym przykładzie widzimy zatem, jak głęboko w świadomości ówczesnych ludzi zakorzeniły się działania ochronne przeciwko strzygom-wampirom, skoro ich sumiennym egzekutorem okazał się strażnik wiary katolickiej” – zauważa antropolog.

Dr Stanaszek zasugerował w tytule książki, że opisze zjawisko wampiryzmu w okresie średniowiecza w Polsce. Nie jest w tym do końca szczery – już sam wizerunek czaszki widoczny na okładce wprowadza czytelnika w błąd. Sam naukowiec twierdzi, że ów eksponat odkryty ponad 100 lat temu obok Piotrkowa Trybunalskiego prawdopodobnie nie pochodzi z tej epoki, ale jest późniejszy o kilkaset lat. W opisie zjawiska autor posiłkuje się cytatami z przebiegu zabiegów antywampirycznych spoza Polski. Gdy natomiast powołuje się na rodzime źródła – przytacza głównie te z późniejszych okresów, np. XVII w. albo wspomina dane etnologiczne. Te spostrzeżenia nie powodują, że wywód autora śledzi się gorzej – jednak prawda jest taka – zjawisko wampiryzmu w Polsce sprzed tysiąca lat tonie nadal w mrokach.

Dlatego przy wyciąganiu wniosków co do pochówków i ich rzekomego wampirycznego charakteru należy być bardzo ostrożnym – autor opisuje przykłady pochówków uznanych przez odkrywców za takie, po czym wypunktowuje słabość takiego przekonania. Pozbawienie głowy zmarłego może oznaczać, że zmarły był skazańcem, a nie strzygą. Podobnie może być w przypadku innych pokiereszowanych szkieletów świadczących bardziej o brutalnym systemie sprawiedliwości niż o wierze w wampiry.

Przekonanie, że zmarli wstają w grobów i szkodzą – bardzo często swoim bliskim – było powszechne w wielu kulturach. Słowiańszczyzna nie była tutaj wyjątkiem. W „żywe trupy” wierzono w Babilonii, Egipcie, Indiach, Chinach i wielu innych miejscach na świecie – wskazuje dr Stanaszek. W jego opinii korzeni tego zjawiska należy szukać jeszcze w czasach paleolitu, co ma potwierdzać „odwieczną prawdę z psychologii ludów, że archaiczne formy wiary bywają najtrwalsze i że na późniejszych etapach rozwoju kultury znajdują urodzajną glebę do bujnego rozrostu” – podsumowuje dr Stanaszek.

Publikacja ukazała się nakładem Narodowego Centrum Kultury.

PAP – Nauka w Polsce, Szymon Zdziebłowski

Pin It

Komentowanie zakończone.